"ECHA NIEWIERNOŚCI" - Edyta Świętek

"Echa niewierności" jest książką, która przypomina album pełen rodzinnych zdjęć. Czarno-białych fotografii, z których zerkają na nas twarze zdające się mówić — Pamiętaj! Album pełen ludzi, rodzinnych historii, zdarzeń i myśli przywołujących wspomnienia, chwile nostalgii i wzruszeń. Czasem nawet łez.

Echa niewierności to druga już cześć rodzinnej sagi "Grzechy młodości", której akcja ma swoją kontynuację od roku 1971. Losy rodziny Trzeciaków wciąż układają się niczym fale na wzburzonym morzu.

Tymoteusz — najstarszy z braci wciąż nie potrafi docenić rodzinnego gniazda i roli żony w swoim życiu, czym popycha ją w stronę odmętów rzeki. To jednocześnie wielki przełom w życiu Elżbiety, która po nieudanej próbie samobójczej, ma wreszcie odwagę stawić czoło przeciwnościom losu. Niestety relacje z córką wciąż pozostawiają wiele do życzenia. W oczy śmierci miała okazję zajrzeć również Tymoteusz, którego postawa i zachowanie przybiera wkrótce potem nieco nowy styl.

Wiele dzieje się również w życiu najmłodszego z Trzeciaków — Eugeniusza, który przysparza chyba najwięcej trosk własnej rodzinie, choć serce jego wielkie a walka o nową i niepodległą Polskę wciąż uparcie trwa. Nawet żona i dzieci oraz ich bezpieczeństwo nie są w stanie uciszyć jego wewnętrznego głosu. Tym samym postać Gienka staje się dla mnie niemal ikoną tej powieści. Jego żona zaś symbolem wielkiej miłości i oddania. Mimo wielu krzywd jakie oboje dostali od losu wciąż pozostają ze sobą splątani uczuciem, którego można im tylko pozazdrościć.

Dopełnieniem historii jest zaś postać Agaty — siostry trzech braci, której skłonność do flirtów i romansów przysparza jej tyle samo słodkich uniesień co kłopotów. Najmniej barwną w tej powieści jest postać Kazimierza pracującego w Milicji Obywatelskiej, którego zapewne bliżej poznamy w kolejnych częściach sagi.
Muszę przyznać, że to spotkanie z bohaterami "Grzechów młodości" było dla mnie czymś wyjątkowym. Znacznie bardziej je przeżyłam niż kontakt z pierwszą jej częścią, która z perspektywy czasu była zapewne bardziej poznaniem i pierwszymi nieporadnym krokiem do nawiązania więzi z rodziną Tzreciaków — o ile o takowej można mówić w przypadku fikcji literackiej. Choć jeśli spojrzeć na to z perspektywy historycznej — to takich rodzin jak oni w Polsce PRL było znacznie więcej. Być może jedną z nich była nawet Wasza. Dlatego też powieść ta rodzi tak wiele emocji i wspomnień. Wywołuje wzruszenia, które sprawiają, że nasza dusza staje się piękniejsza. Bardziej szczera i otwarta — a tego nam teraz chyba najbardziej brak.

Nic więc dziwnego, że nie mogę wyjść z podziwu, z jaką lekkością Edyta Świątek pisze o rzeczach trudnych i bolesnych. O ludzkiej niedoli, o zmaganiach z losem, dylematach, sumieniu oraz błądzeniu w przestrzeni społecznej ludzi ogarniętych skrajnymi ideologiami. O rodzinie uwikłanej w historię narodową, pełnej skomplikowanych relacji. Opartej jednocześnie na silnej więzi, miłości, poczuciu obowiązku, jak i żalu, cichej nienawiści i wstydzie. Tym bardziej wiec składam ukłon w stronę powieści, która bez zbędnych słów przenosi nas w czasy tylko na pozór odległe. Do ludzi, tak bliskich, jak tylko bliskie są im nasze wspomnienia. Do świata naszych korzeni i rodzinnych historii.

To także pełna smutku i nostalgii niezwykle realistyczna opowieść o kobietach. Ich wychowani i roli, jakie nadało im społeczeństwo. Przesiąknięta mądrością życia — jest lekcją o tym, co było i co na powrót być nie powinno.

Prosty, liryczny zaś styl autorki pozwala nie tylko pławić się w lekturze, ale z powodzeniem oddać się jej aurze dając poczucie bycia tam i sercem i duszą, będącą dla jednych wspomnieniem, dla innych historycznym obrazem.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu  REPLIKA