"GRA W POWIESZONEGO" - Wojciech Staszewski

Niewiele książek miałam okazję czytać, w których jawi się alternatywny świat. Świat, w którym zawirowała historia, który obrazuje kawałek ludzkiego życia w oparciu o "gdybanie".

"Stoję przed nią i zastanawiam się, co by się stało, gdyby nie było cenzury w prasie, radiu i telewizji. Gdyby pozwolić się wypowiedzieć ludowi pracującemu, co myśli o bohaterstwie powstańców".


Powstańców z getta, w których cieniu teraz muszą żyć inni. Ci bez chwały. Ludzie wychowani w etosie Szarych Szeregów, którym nie wzięli udziału w Powstaniu Warszawskim, bo tego nigdy nie było. Nazywają się więc "pokoleniem spietranych". Fakt zaś, że żyją, a i Warszawa jako miasto nie poniosła strat, wydają się w tym przypadku rzeczą drugorzędną.

"Wiem, że oni w czterdziestym trzecim spróbowali. Wzięli karabiny do ręki, chociaż rąk do wali nie było wiele, a karabinów jeszcze mniej. I wiem, że myśmy w czterdziestym czwartym nie spróbowali. Dlatego to oni są bohaterowie i Powstańcy z dużej litery. A my tchórze [...]". To uczucie, które zrodziło się w umysłach bohaterów tej powieści, jest skazą na ich życiu. Oczywiście jedni radzą sobie z tym lepiej, inni gorzej. Niewątpliwie jednak jest  ono ich piętą achillesową. Generuje ich zachowania i poglądy. Czasem agresje i nienawiść. Zagubienie.

Szczególnie mocno dotyka ten fakt Tadeusza. Człowieka, który umysł zdolny jest do budowania nowego świata, ale nie potrafi poradzić sobie ze starym. Nie pomaga mu w tym nawet świadomość pewnej klęski powstania, którą potwierdziła nawet jego maszyna cyfrowa. Tylko co z tego, jak nikt inny w to nie uwierzy. "Bo tu bohaterem nie jest ten, kto ocalił miasto przed zagładą, tylko ten, co pięknie polegnie pod jego gruzami".

"Gra w powieszonego" Wojciecha Staszewskiego to z pewnością niełatwa proza, choć bardzo malownicza, a jej język banalnie prosty — przeniesiony wprost z lat pięćdziesiątych. Perfekcyjnie oddający klimat tamtych czasów i obrazujących alternatywny świat, budowany na zgliszczach poprzedniego systemu. Nie jest to jednak powieść gładko przemykająca w czasie. Toczy się bowiem na przestrzeni kilkunastu lat, które wzajemnie wciąż się przeplatają. Czytelnik będzie więc krążył nie tylko pomiędzy jej bohaterami i ich osobistymi historiami co i lawirował w czasie. Nie sposób mimo to pogubić się w tej historii, bo każdy z rozdziałów opatrzony jest datą i imionami bohaterów, których akurat będzie on dotyczył.

Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, choć momentami była trudna w odbiorze. Wiedziałam jednak, że nie chodzi w jej przypadku tylko o to, co widać na pierwszy rzut oka, bo gdyby tak było — powieść ta stałaby się bardzo przeciętna. Tymczasem bije z niej ogromna symbolika i ludzkie ego. Czasy, które niby są za nami, ale wciąż głęboko utkwione w wielu z nas. Historie niby banalne, ale jakże prawdziwe. Czasem śmieszne, czasem smutne, a nawet przerażające. Dotkliwe.

"Gra w powieszonego" to jedna z tych, które potrafią zapuścić w czytelniku korzenie. Powieść pełna echa.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu WIELKA LITERA