Trudno o zaskoczenie, kiedy sięga się po debiut. Tym razem jednak „Ćma” nie tylko zadziwia, ale i wprowadza czytelnika w konsternację połączoną z fascynacją. Wręcz hipnotyzuje. Jakub Bielawski swoją powieścią przyciąga uwagę – tego nie da się ukryć. Mnie kupił słowem i narracją. Urzekł stylem, warsztatem, opisem, szczegółowością, szarością, realnością, piękną brzydotą… Uffffffff „Ćma” jest niczym magia lub słodki narkotyk. Początek XXI wieku w Dolnośląskiej prowincji niewiele daje o sobie znać. Poniemieckie domy i ulice obumierają na oczach ich mieszkańców. Trudno tam o „życie”, które nie przytłacza, usypia i wyjaławia. Ich los tkwi w mackach szarości, beznadziei i słabości. Otacza ich ciemność. Jak żyć? Czyżby w grę wchodziła już tylko ucieczka albo poddanie się dziwnym prawom i złym duchom. Nie pomaga też „ wychowanie w cieniu ponurego wschodu ”. Choć są i tacy co „[…] nie wytrzymują i wybierają krokwie na strychu albo spirytus na mrozie”.