LATAWIEC - Przemysław Kowalewski



Cóż ja mam wam powiedzieć. Bierzcie i czytajcie. Po prostu. Ta książka nie tylko wami wstrząśnie, ale i zmusi was do wielu przemyśleń, a może nawet podjęcia pewnych ważnych, życiowych decyzji. 

W moim odczuciu i być może nie tylko moim, każda kolejna książka Przemysława Kowalewskiego staje się coraz bardziej poruszającą i zaskakującą opowieścią, która wykracza daleko poza ramy gatunku, w jakim zwykliśmy je umieszczać. Już „Sierociniec” był książką, która chwyciła mnie mocno za serce, odsłaniając mroczne kulisy handlu dziećmi z domów dziecka. Jednak najnowsza powieść autora "Latawiec" wchodzi na zupełnie nowy, choć równie drażliwy temat.  Skupia tym razem naszą uwagę wokół alkoholizmu, który niczym złośliwe raczysko żeruje nie tylko na organizmie tego, który pije, ale i na jego bliskich, którzy niestety pozostawieni są sami sobie z tym problemem.  Autor bezlitośnie pokazuje tym samym zarówno fizyczną, psychiczną jak nierzadko seksualną przemoc, która rozgrywa się w czterech ścianach domu. Ale to nie wszystko. Najgorszy wydaje się być fakt skrywania problemu za zasłoną obojętności i milczenia. Ależ to boli i boleć nie przestaje. I choć akcja powieści przenosi nas w lata 60. i 70. XX wieku, problem, o którym pisze Kowalewski, wciąż trwa. Alkoholizm, tak silnie zakorzeniony w polskiej kulturze, był wtedy niemal normą, wszyscy pili, jakby nie było nic bardziej zwyczajnego. Dziś, choć może nieco mniej widoczny, wciąż istnieje i powoduje nie mniej szkód.

Wracajmy jednak do fabuły. Jesień 1976 roku w Szczecinie to czas śmierci, tajemnic i cichego terroru. Dochodzi bowiem do serii wypadków, których ofiary łączy coś szczególnego. W szczególny sposób ginie też każda z nich, a na miejscu każdej tragedii milicja znajduje tajemnicze przedmioty. Tymczasem ogrom śladów znalezionych w miejscach zbrodni prowadzi wprost do Ugne Galanta, który próbując rozwiązać sprawę, staje jednocześnie twarzą w twarz z własnymi demonami. Niepamięcią i traumami z przeszłości, które nieuchronnie prowadzą go na same dno. Zawieszony gdzieś między upiorem a człowiekiem, między alkoholem a obowiązkiem, Ugne zostaje uwikłany w sprawę, której mroczne wątki prowadzą go coraz głębiej w przeszłość. I tak też właśnie w tej mrocznej opowieści o zbrodni, grzechu i cierpieniu, Kowalewski rzuca wyzwanie nam wszystkim.

Jest coś niepokojącego w tej historii, coś, co zostaje z czytelnikiem długo po zamknięciu książki. To nie tylko opowieść o śmierci, ale o ludzkiej kondycji, o tym, co skrywamy w najciemniejszych zakamarkach naszych dusz. Przemysław Kowalewski doskonale oddaje ten stan – stan przerażenia, zmęczenia światem i jego brudem.  To mroczna podróż w głąb ludzkiej natury, w której cierpienie nie uszlachetnia, lecz niszczy wszystko, co spotka na swojej drodze.

Kowalewski wkracza na terytorium, gdzie dotąd poruszał się niewielu – z brutalną precyzją obnaża bolączki polskiego społeczeństwa. Z każdą nową książką staje się autorem, który zapada w pamięć na długo. Zastanawiam się, co jeszcze przygotował dla nas w swoich przyszłych powieściach – i choć niecierpliwie czekam, czuję jednocześnie niepokój. Wiem, że każda kolejna lektura będzie równie bolesna, ale też niemożliwa do odłożenia. I co z Ugne Galentem? Gdzie zaprowadzą go jego słabości?

"Za trzy dni wyrwę kolejne dwa chwasty, które zatruwały życie dobrych ludzi. Spłoną ze wstydu za to, co robili swoim rodzinom. Trują się w swoim zamroczeniu, wierząc, że w pajęczynie zielonych ogrodów, są niewidzialni. Nie dla mnie. Ja ich wszystkich widzę. Stos już czeka. Łapacz Latawców". 

 

Edymon



Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"KSIĘGA BEZIMIENNEJ AKUSZERKI" - Meg Elison

"SEMIRAMIDA" Ewa Kasala