W poszukiwaniu literackiego raju


Z pamiętnika bibliotekarki
W pogoni za Literackim Rajem

Od ponad dwóch dekad mieszkam w okolicy Szczecina, otulona tajemniczymi mgłami tego miejsca. Tyle samo lat pracuję w bibliotece, gdzie przemierzam literackie szlaki. Są to zawsze podróże niezwykłe, pełne ukrytych znaczeń i niespodzianek. Czasem zanurzam się w nie dzięki słowu pisanemu, innym razem przybierają one bardziej namacalną formę, budząc we mnie głębokie emocje.

Wtedy rodzi się plan. Gdzie wyruszyć? Kiedy nadejdzie ten moment? Jak dotrzeć do celu? A gdy już stopa odrywa się od peronu, a pociąg rusza, czuję, że jestem w swoim żywiole. Kilka godzin tylko dla mnie, tylko z książką.   Wzdycham sobie - co za cudowne uczucie. Znacie to? Ludzie wokół jakby przestają istnieć, wtapiają się w tło mojej literackiej wyprawy.

Bywa jednak i tak, że zamienię z kimś słowo, albo dwa. Czasem nawet porozmawiamy ciut więcej o literaturze, co dodaje tylko magii mojej podróży. Uwielbiam to uczucie wędrówki w nieznane, gdyż nigdy nie wiem, kogo spotkam na mojej literackiej łące. Z kim przyjdzie mi porozmawiać, od kogo wziąć autograf. Może przypadkiem spotkam jakąś gwiazdę literatury, przemierzając to królestwo książek do którego zmierzam. Nie wiem też nigdy z jakimi książkami wrócę do domu. To niewiadome dodaje smaku każdej wyprawie, jakby każda z nich była tajemniczą opowieścią, która dopiero czeka na odkrycie. To jest jak magiczny sen, z którego nie chcę się budzić...

I tak wylądowałam w Bydgoszczy. Mieście, które urzekło mnie swoim klimatem dawno temu. Z sentymentem więc wracam do niego by doświadczyć literackiego raju. 

Refleksje z brzegów Brdy: Literackie uniesienia w sercu miasta.

Impulsem do mojej podróży stał się interdyscyplinarny Festiwal Początek Sezonu, podczas którego odbyło się ponad czterdzieści różnorodnych wydarzeń kulturalnych. Wszystko to miało miejsce w samym sercu miasta nad rzeką Brdą – na Wyspie Młyńskiej, w majestatycznych Młynach Rothera, w Miejskim Centrum Kultury, na odrestaurowanej Barce Lemara oraz w malowniczym kompleksie pałacowo-parkowym w Ostromecku.

"Byle tylko nogi wytrzymały i pogoda dopisała," marzyłam, jadąc pociągiem i przeglądając program festiwalu. We wszystkich wydarzeniach nie było oczywiście szans uczestniczyć, ale kilka z nich zakreśliłam na czerwono z nadzieją, że pomiędzy nimi uda mi się uszczknąć jeszcze całkiem sporo literackich doznań. 

Miasto nad Brdą przywitało mnie ciepłym blaskiem popołudniowego słońca, które zdawało się kąpać w złocie odbitym na tafli rzeki. To świetliste powitanie rozświetlało nie tylko wodne przestrzenie, ale i moje myśli, jakby wszystkie zmartwienia i troski spływały wraz z nurtem rzeki. Stojąc na moście, obserwowałam, jak Wyspa Młyńska tętni życiem. W powietrzu unosił się zapach lata, a wszędzie wokół rozbrzmiewał gwar miasta.

Pierwsze swoje kroki, jeszcze z walizką w ręku, skierowałam z dworca wprost do Miejskiego Centrum Kultury na debatę z Ryszardem Koziołkiem i Robertem Więckiewiczem pt. "Co z tym czytaniem". Nie chcąc przegapić ani chwili, niemal biegłam, mijając urokliwe uliczki, w których każdy zakątek zdawał się opowiadać swoją własną historię. Śpieszyłam się, czując rosnące napięcie i ekscytację, a jednocześnie nie mogłam oprzeć się urokowi tego maista.

Spocona i zadyszana, wparowałam wreszcie do sali kinowej, wypełnionej po brzegi. Zajmując miejsce gdzieś z boku, czułam się nieco nieswojo, jakbym naruszała spokój tej literackiej świątyni, w której już od dawna rozbrzmiewały myśli i słowa innych. Jednakże, mimo początkowego dyskomfortu, szybko wciągnęłam się w magiczny świat dyskusji. Głosy Koziołka i Więckiewicza przenikały mnie, wypełniając salę radosnymi anegdotami i poważnymi refleksjami. Z ich ust padały pytania i odpowiedzi, które rozświetlały nieznane zakątki mojej własnej wyobraźni.

Było coś niezwykle ożywczego w tej rozmowie, coś, co sprawiło, że zapomniałam o swoim zmęczeniu i spóźnieniu. Tematyka czytelnictwa, tak bliska mojemu sercu, ożyła w nowych, nieoczekiwanych barwach. Słowa płynęły swobodnie, jak Brda w słoneczny dzień, a ja pozwalałam sobie na zanurzenie w tej literackiej kąpieli.

Chwilę potem odbyło się spotkanie z Anną Dziewit-Meller, która zauroczyła mnie swoją ostatnią powieścią "Juno". Było coś magicznego w jej opowieści, coś, co przeniosło mnie w inne światy i sprawiło, że z każdą stroną czułam się coraz bardziej związana z bohaterami. Już wtedy postanowiłam, że "Juno" będzie jedną z książek, wokół których podejmiemy dyskusję na jednym ze spotkań Dyskusyjnego Klubu Książki. Myśl o przyszłych rozmowach o tej powieści napawała mnie radością, wyobrażając sobie, jak emocje i refleksje czytelników splatają się w jedną, wielobarwną tkaninę literackich doznań.

Nie był to jednak koniec piątkowych wrażeń. Po szybkim prysznicu i przebraniu się – bo upał był nieziemski – znów skierowałam swoje kroki do Miejskiego Centrum Kultury. Tym razem miał się tam odbyć koncert zainspirowany poezją Paula Celana, w wykonaniu Roberta Więckiewicza i Mikołaja Trzaski. Już sama myśl o tym wydarzeniu przyprawiała mnie o dreszcze.

Kiedy dotarłam na miejsce, sala była wypełniona po brzegi. Powietrze drżało od oczekiwania, a ja czułam, jak emocje narastają we mnie z każdą chwilą. Gdy Więckiewicz zaczął recytować wiersze Celana, a Trzaska dopełniał te słowa muzycznymi improwizacjami, poczułam, że przenoszę się do innego wymiaru. Poezja Celana, pełna głębi i bolesnej piękności, brzmiała jeszcze bardziej przejmująco w połączeniu z muzyką.

Uwierzcie mi, łzy wzbierały w moich oczach – ależ to było przeżycie! Każda nuta, każdy wers przeszywały mnie na wskroś, otwierając przede mną nowe przestrzenie wrażliwości i zrozumienia. W tym momencie zdałam sobie sprawę, jak potężną moc mają słowa i dźwięki, jak mogą przenikać naszą duszę i pozostawiać w niej niezatarty ślad.

Kiedy koncert dobiegł końca, opuściłam salę w stanie głębokiego wzruszenia i refleksji. Noc nad Brdą była ciepła i spokojna, a ja, spacerując wzdłuż rzeki, czułam, że każdy krok w tym mieście jest częścią większej, piękniejszej opowieści. Opowieści o literaturze, muzyce i ludziach, którzy potrafią dzielić się swoją pasją i wrażliwością. I wiedziałam, że to był dopiero początek mojej literackiej podróży w tym magicznym miejscu.

Literackie Poranki i Kryminalne Fascynacje

Kolejny dzień przyniósł nowe wrażenia, równie intensywne jak poprzednie. Zaczął się od porannej kawy i spotkania z książką Hanny S. Białas "Męczennicy na płótnie", której akcja rozgrywa się właśnie w Bydgoszczy. Nic tak nie pobudza wyobraźni jak kryminał osadzony w znanych mi miejscach – te same ulice, które przemierzam, stają się scenerią mrocznych zagadek, a znajome zakątki nabierają nowego, intrygującego wymiaru.

Książka wciągnęła mnie bez reszty, a jej klimat idealnie współgrał z poranną ciszą miasta. Przy okazji, polecam Wam z czystym sumieniem oba kryminały autorki. Nie tylko świetnie się je czyta, ale są też klasą swojego gatunku. Białas ma talent do tworzenia napięcia i budowania złożonych, wielowymiarowych postaci. Każda strona przynosiła nowe emocje i pytania, na które nie mogłam się doczekać odpowiedzi.

Po cichu liczę, że trzecia powieść z cyklu ukaże się już niebawem. Tak bardzo wciągnęłam się w świat wykreowany przez Białas, że na jej rzecz odrzuciłam nawet "Anubis" z Igorem Brudnym w roli głównej. Dla fanów twórczości Przemysława Piotrowskiego takie poświęcenie może wydawać się niemal niewiarygodne, ale każdy, kto zna kunszt Hanny S. Białas, zrozumie moje literackie priorytety.

Z kawą w ręku, zatopiona w lekturze, czułam, jak dzień powoli nabiera tempa. Bydgoszcz budziła się do życia, a ja, z każdą przeczytaną stroną, coraz bardziej czułam jej puls. W tle słychać było coraz intensywniejsze odgłosy miasta, które stawały się swoistym soundtrackiem do mojej literackiej podróży. Czułam, że ten dzień, tak jak i poprzedni, przyniesie mi jeszcze wiele niespodzianek i literackich odkryć.

Śladami Słowa i Muzyki

Na spacer z Adamem Wajrakiem niestety się nie załapałam. Ominęła mnie więc możliwość podziwiania przyrody w towarzystwie tego znakomitego przewodnika. Nie mogłam jednak narzekać. Z przyjemnością towarzyszyłam małym czytelnikom podczas spotkania z Hubertem Klimko-Dobrzanieckim i Grzegorzem Kasdepke. Było to dla mnie wyjątkowo inspirujące spotkanie, tym bardziej że przede mną praca dyplomowa z zakresu bajkoterapii – a ostatecznego tematu wciąż jeszcze nie mam. Oglądanie, jak dzieci chłoną każde słowo i wyruszają w magiczne podróże wyobraźni, napełniło mnie nowymi pomysłami i energią.

Najbardziej ciekawa byłam tego dnia spotkania z Mikołajem Grynbergiem wokół jego książki "Na granicy". Sekretów tej rozmowy jednak Wam nie zdradzę. Była ona dla mnie największym zaskoczeniem całej imprezy. Grynberg, z jego przenikliwością i wrażliwością, prowadził nas przez labirynt swoich myśli, a każde jego słowo zdawało się odkrywać nowe warstwy rzeczywistości. Wiele razy korciło mnie, by o coś zapytać, dopytać, pójść w kontrę z autorem w dyskusji – co, jak sam wspomniał, bardzo lubi. To mogłoby być naprawdę wyjątkowe doświadczenie. Odpuściłam jednak. Mam nadzieję, że któregoś dnia doświadczę jeszcze tej przyjemności, gdy Mikołaj Grynberg zawita do naszej biblioteki.

Podobnych spotkań nie było końca: Jacek Dehnel, Maciej Płaza, Joanna Kuciel-Frydryszak, Maciej Jakubowiak, Zyta Rudzka, Tomasz Różycki... Każde z tych nazwisk to osobna historia, osobny świat pełen emocji, myśli i literackiej głębi. Niestety, Andrzej Stasiuk nie dotarł na spotkanie, co z mojej perspektywy wyszło tylko na dobre autorowi "Złodziei Żarówek", bo jJego nieobecność dała mi możliwość skupienia się na innych, równie fascynujących autorach.

Na deser odrobina poezji i tańce na Barce Lemara. Wieczór pełen dźwięków muzyki i ciepła ludzkich głosów, zakończył dzień w sposób niemal magiczny. Tańcząc pod gwiazdami, czułam, że każdy moment tego dnia zostanie ze mną na długo, zapisany gdzieś głęboko w pamięci. Mnogość doświadczeń i przeżyć sprawiła, że sen przyszedł z niespodziewaną mocą, otulając mnie marzeniami i inspiracjami.

Ale to, co dobre, szybko się kończy. Czas było wracać do domu z głową pełną marzeń i inspiracji. Mam nadzieję, że tyle samo wrażeń albo i więcej, dostarczy mi również Festiwal Czytania w Szczecinie, organizowany jesienią każdego roku w Książnicy Pomorskiej. Każde takie spotkanie to nie tylko możliwość obcowania z literaturą, ale i z ludźmi, którzy, podobnie jak ja, odnajdują w książkach swoje małe i wielkie światy.

Zapraszam tym samym do wspólnych wypraw ze mną. Kolejne już niebawem. Gdzie tym razem mnie poniesie?  Któż to wie. 😉

 

Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"KSIĘGA BEZIMIENNEJ AKUSZERKI" - Meg Elison

"SEMIRAMIDA" Ewa Kasala