Pod płaszczykiem dramatu rodzinnego.
Sonia Rosa to polska pisarka, autorka wielu powieści społeczno-obyczajowych, romansów i kryminałów z cechami powieści psychologicznej, które z łatwością można wrzucić również na półkę z thrillerami. "To co nasze" to pierwsza jej powieść, którą miałam przyjemność przeczytać. Wrażenie jednak jakie na mnie zrobiła nie pozwoliły mi długo o niej zapomnieć i z pewnością nie będzie to też jej ostatnia książka, po którą sięgnę. Do jej największych walorów zaliczam: tempo akcji, liczne zawirowania fabularne i pełne zaskoczenia zakończenie powieści. Odważne i nieszablonowe.
Ktoś, komu wkrótce
potem opowiedziałam w skrócie historię z kart powieści, powiedział tylko:
"Pojechała!". Jeśli więc rozumiecie, domyślacie się, co miała ona na
myśli, to wiecie również, że nie będzie to klasyczna historia. Nie każdemu
jednak może spodobać się taki, a nie inny finał tej historii. Jeśli więc
liczycie na bajkę o Kopciuszku, to lepiej ją sobie odpuścić. Opowieść bowiem,
którą spłodziła autorka na potrzeby tej książki jest zdecydowanie bardziej
okrutna. Dokładnie taka, jakie bywa czasem życie. Niesprawiedliwe,
brutalne, pokrętne. Pełne bólu, cierpienia i łez. Ale czy może być inne w
obliczu takiej tragedii, jaką jest utrata dziecka.
Amelia, córka
Darii i Wojciecha zaginęła podczas szkolnej wycieczki. Była wtedy małą
dziewczynką, po stracie której Daria nie potrafiła się otrząsnąć i wrócić do
normalnego życia. Do ludzi. Wciąż tkwiła w rozpaczy i odosobnieniu. Na Wojtku
spoczęła wówczas podwójna rola: męża i opiekuna, który pragnął i potrzebował
żyć. Żyć naprawdę. Żyć dalej. Iga, córka Izy i Roberta zaginęła z kolei w
drodze do koleżanki. Rozpacz tej rodziny była tyle samo silna co poprzedniej
pary, choć konsekwencje tej tragedii nieco inaczej odbiły się na tym związku. Przyszedł
jednak czas, zmian. Wielkich zmian, które stały się wynikiem jednego spotkania.
Spotkania dwóch wspomnianych par, których dotknęła potworna strata. W obliczu
krzywdy, która ich spotkała czują, że nie muszą wobec siebie udawać. Że rozumieją
się, co szybko przeradza się we wzajemną nić sympatii. Ta jednak szybko
daje o osobie znać w sposób dość nieoczywisty, co wywołuje z kolei szereg
skrajnych emocji. Dla jednych będą one oznaczać początek nowego, dla innych
koniec. Rozpacz. Na tym jednak koszmar się nie kończy. To dopiero
początek. Początek zła, które zaskoczy nawet samego czytelnika. Wierzę w
to.
Nie wszystko w tej
książce jest jednak idealne. Tak jak i życie. I polska służba zdrowia, bo gdyby
taka była, być może nie wydarzyłoby się to co w tej historii. Być może
pojawiłby się wówczas ktoś, kto uratowałby te rodziny przed koszmarem. Piekłem,
przez które musieli przejść. Przed śmiercią i szaleństwem. Złem w ludzkiej
skórze. Z tego punktu powieść ta daje też dużo do myślenia. Zmusza wręcz do
postawienia sobie kilku pytań. Pytań ważnych, egzystencjalnych. Pytań natury psychologicznej
i tych związanych z matczyną miłością. Z autorką natomiast chętnie
porozmawiałabym o postaci Roberta. Mężczyzny, który wyblakł mi w tej powieści w
sposób, w który nie jestem w stanie do końca zaakceptować. Więcej jednak nie
powiem.
Sonia Rosa
najwyraźniej wie, jak stworzyć nie tylko błyskotliwą i mocną fabułę, która utrzyma
w napięciu czytelnika, ale i bohaterów, dających się zapamiętać. Wyrazistych i wyjątkowo
skomplikowanych. Żywych i złożonych zarazem. Czasem irytujących. Czasem
zmuszających nas do współczucia. Odważnych, ale i tchórzliwych. Bohaterów
wyjątkowo ludzkich, a zatem zdolnych również do morderstwa.
FILIA