Czytam i nie wierzę...
Czytam dalej i nie pojmuję...
Wciąż czytam i nic nie rozumiem...
Przeczytałam i...
Z całych sił próbuję na nowo odtworzyć historię Krystiana i Lilianny. Tylko nie
wiem po co? Bo ona znów boli. Historię, która zaczyna się jak wiele innych
kryminałów. Wypadkiem, czyjąś śmiercią, kłótnią i tajemnicą. Choć w tym
przypadku raczej dość szczególną, która nie miałaby miejsca, gdyby w sam środek
centrum handlowego nie wjechał rozpędzony samochód. Jedną z ofiar tego
zdarzenia jest młoda dziewczyna. Przeżyła. Niestety straciła pamięć. Ma jednak
nieodparte przeczucie, że coś wiąże ją z tym wypadkiem, z jego sprawcą i całym tym
zamieszaniem, co też szybko się potwierdza, a nad głową dziewczyny zbierają się
czarne chmury. Wokół sami obcy ludzie i sekret, przed którym cierpnie skóra.
Jej i czytelnika, bo to, kim jest ona naprawdę, może nieść ze sobą poważne
konsekwencje nie tylko dla niej samej.
Po drugiej stronie mamy młodego ambitnego aspiranta, któremu intuicja
podpowiada, że coś w tej sprawie mocno śmierdzi. W sprawie, która szybko
została zamknięta. Uznano ją za zwyczajny nieszczęśliwy wypadek, w którym na
dodatek zginął sam sprawca. Była sprawa i jej nie ma. Dla Krystiana obraz tej
katastrofy nie jest jednak czysty. Zbyt wiele w nim pytań, na które nie zna
odpowiedzi. Zaczyna więc drążyć temat, a pomaga mu w tym pewna kobieta.
Joanna Siemczyk - zawodowy przytulacz, a z czasem ktoś więcej,
znacznie więcej... Postać, która dodaje pikanterii tej historii.
Patrząc zatem z perspektywy klasyki gatunku mamy tu wszystko. Dziwny wypadek,
ofiarę i jej sekret, potem kolejne ofiary i jeszcze dziwniejsze wypadki i
wreszcie skrywaną przez lata tajemnicę, którą nie sposób ogarnąć rozumem i
żądnego krwi policjanta, który liczy na szybki awans. W tle subtelny romans i
rodzące się uczucie, ogrom kłamstw, fałszywych ludzi i śmiertelne
niebezpieczeństwo. Perfekcyjna wydaje się też konstrukcja powieści, z której
nie sposób domyślić się zakończenia i tego, w którym kierunku autor poprowadzi
fabułę, tym bardziej że dzieje się w niej naprawdę sporo. Sporo elementów tej
powieści dotyka również spraw znacznie szerszych. Wychodzących jakby poza schemat
samego śledztwa i wiąże się, chociażby z takimi tematami jak: żałoba, utrata
bliskiej osoby, rodzicielstwo, zaufanie i odpowiedzialność. Dostrzec można w
niej wiele psychologicznych rysów i nutkę romansu. Jest jednak w niej coś
jeszcze, coś bardziej mrocznego. To chore umysły zdolne do wszystkiego i ludzie
pełni marzeń, marzeń o azylu i akceptacji, dla której są w stanie zrobić
naprawdę wiele.
"Dzień gniewu" Bartosza Szczygielskiego to bez wątpienia kawał
dobrej literatury. Dobrej i smutnej. Może nawet nieco przytłaczającej. Znacznie
wykraczającej poza rolę kryminalnej rozrywki, której oczekiwałam. Mam więc
wobec niej bardzo mieszane uczucia. Zapewne dlatego, że bardzo mnie wymęczyła,
zamiast porwać w wir swojej historii. Więc nie wiem, czy mi się podobała, czy
nie. Ale czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie, skoro i tak jej już
doświadczyłam. Przeżyłam. Zaufałam.