Łał! To było coś! ;) Coś okrutnie przewidywalnego i fascynującego zarazem. Powieść niezwykle klimatyczna i wciągająca. Niespieszna i mroczna. Wojciech Zawioła po raz kolejny pokazał na co go stać. Nie Jest to jednak powieść pozbawiona wad. Czepiłabym się w niej kilku rzeczy, ale w ogólnym odbiorze jestem jej szalenie przychylna. Chciałabym też więcej i więcej... Liczę zatem po cichu, by nie był to koniec przygód zmęczonego życiem dziennikarza i jego nowo poznanego przyjaciela.
Ale od początku.
Mateusz jest dojrzałym mężczyzną. Mężczyzna zmęczonym życiem i pracą. Jego życie osobiste też nie należy do najbardziej udanych, choć na tym polu jeszcze nie wszystko stracone. Uciekając przed codziennością zaszył się w niewielkim hotelu w samym środku lasu. Z dala od zgiełku i ludzi. Liczy na ciszę, samotność i spokój. Nic nie planuje. Niczego nie zamierza. Chce tylko odpocząć. Podobnie było w przypadku Daniela. On też zaszył się w lesie. Z dala od ludzkich oczu i pytań. Po dziś dzień stroni od ludzi, a jego domem od miesięcy jest leśna chata, w której brak jakichkolwiek wygód. Danielowi nie są one jednak potrzebne. To co miało dla niego największą wartość stracił już dawno temu. Życie Mateusza również jest pełne strat, ale kiedy spotyka drwala, ból i tęsknota ustępują jego zawodowej ciekawości. Pierwsze spotkanie obu Panów również nie należy do najprzyjemniejszych, za to sprowadza ich na drogę śmiertelnego niebezpieczeństwa. A w tle układy, narkotyki i seks.
Fabuła powieści nie jest specjalnie wyszukana. Ale to
w jej przypadku akurat zaleta. Autor nie wysila się ma coś oryginalnego tylko po
to, by potem ryzykować zapętleniem się w fabule. Bo wiadomo, że ryzyko wzrasta razem z zawiłością tematów. Mamy zatem jeden
główny wątek. Tajemniczy schadzki w hotelu grupy Panów w garniturach i znikające
młode kobiety. Łatwo przewidzieć w tych okolicznościach
jej finał. Nie jest trudno domyśleć się o co toczy się gra. Nie to jednak
ciekawi najbardziej. Dużo bardziej frapująca jest bowiem znajomość Mateusza i
Daniela, która zmierza w bardzo niebezpiecznym kierunku. Wokół nich krząta się
też kilka postaci, którym albo ufamy bezgranicznie, albo wręcz odwrotnie, ale
są też i takie, które sieją intrygę i podstęp. A wszystko to okraszone jest
nutą erotyzmu, ukradkowymi spojrzeniami, niewinnym flirtem i zdecydowanym aktem
seksualnym. To jednak co mnie zaskoczyło ( akurat w tej sferze powieści) to język,
jakim autor posługuje się opisując wspomniane sceny. Język dosadny, potoczny i
mało smakowity, ale widocznie taki był zamysł Wojciecha Zawioły, by wszystko pokazać
jak na dłoni, i z użyciem nieco wulgarnego wręcz słownictwa.
Ale i to wybaczam, bo mimo wszystko spędziłam miłe
chwile z powieścią. Zwyczajnie przyjemnie się ją czytało. Nie było nudy. Sporo
się działo i można było poznać kilka ciekawych osobowości. Co ciekawe autor zastosował
w powieści kilka narracji, a zrobił to jak mniemam by dać wyraz postaci
najważniejszej w tej historii. By uwypuklić w niej rolę Mateusza. To jemu
bowiem autor oddał głos, kiedy ten był na pierwszym planie. O pozostałych zaś
wypowiadał się w trzeciej osobie. Być może
jego też osadzi w kolejnej swojej powieści. Na co skrycie liczę. W Mateuszu i
jego przygodach jest bowiem potencjał na skalę serii. ;)