Gdybym miała jednym zdaniem opowiedzieć o Królu" Dagmary Andryki to
nazwałabym ją przewrotna powieścią detektywistyczną, w której mocno daje o
sobie znać kobieca strona natury. A potem dodałabym jeszcze kilka kolejnych
epitetów pod jej adresem, używając słów, które tylko kobiecie mogą cisnąć się
na usta. Ta książka jest bowiem jak facet. Ten od brudnej roboty. Facet z piłą
w ręku. W garniturze i na kolacji w ekskluzywnym lokalu. Facet w łóżku. Ten
niemrawy i pyskaty. Gość z łysinką przy piwie i mięśniak w dresie. Gbur i
wrażliwiec. A gdyby tak wszystkie te cechy ze sobą wymieszać... Mielibyśmy
"króla". Mężczyzna do tańca i do różańca - jak mawiała moja
babcia.
Ale już tak całkiem na serio. "Król" Dagmary Andryki to pierwsza z
nowego cyklu powieści kryminalnych, które będą ze sobą powiązane postacią
głównej bohaterki i jej osobistymi doświadczeniami. Każda z nich będzie
natomiast stanowiła osobną i zamkniętą fabułę, w której każda ze zbrodni
zostanie odpowiednio ukarana. A skoro mowa już o bohaterce powieści -
Annie Marii Kier - to wypadałoby ją należycie przedstawić. Przede wszystkim jest
to kobieta z charyzmą i była policjantka. Ktoś komu z brzękiem rozpadła się rodzina.
To kobieta, dla której praca była całym życiem. Aż dziw, że tak długo
wytrzymała bez niej po odejściu na emeryturę. Była w niej dobra, podobnie jak w
łóżku. Anna całkiem dobrze radzi sobie bowiem z mężczyznami. Wciąż wielu się za
nią ogląda, a ona sama nie stroni od atrakcyjnych dla niej związków. Tym razem
jednak los zapragnął ją doświadczyć chorobą i skrywaną rodzinną tajemnicą, z
którą przyjdzie się jej zmierzyć. Tymczasem
w walce o zdrowie syna podejmuje się zlecenia, które ma wskazać kreta w jednej
z firm farmaceutycznych.
Nie poradzi sobie w tym jednak sama. Nawiązuje więc współpracę z mistrzynią
od cyberprzestępczości. Obie panie szybko nawiązują nic przyjaźni i z zakładają
prywatną agencję detektywistyczną. Teraz to już będzie się działo. Wróćmy
jednak do naszej nieszczęsnej firmy, z której ktoś wykrada dane i przekazuje je
konkurencji. To w niej Anna została zatrudniona pod przykrywką. Nic jednak nie
idzie gładko. Sam prezes, który ją zatrudnił wydaje się być po czasie ignorantem
w tej sprawie. Annę i Wandę jednak ta sprawa intryguje coraz bardziej. Wnikają
więc w środowisko korporacji najgłębiej jak się da i odkrywają coraz bardziej niepokojące
fakty. Fakty, które są po stokroć groźniejsze niż poszukiwany kret, a zadanie
Anny przybiera nową twarz i nowe imię.
Kiedy zaczęłam czytać pierwsze akapity powieści nie byłam do niej przekonana.
Nie w stu procentach, choć intrygowała mnie. Jej język wydał mi się nieco infantylny, a pojawiające
się w tekście szczegóły mało istotne dla głównego wątku powieści. Z każdą
kolejną stroną nabierały one jednak innego wymiaru i znaczenia, aż wreszcie przepadłam
i z zaangażowaniem brnęłam strona po stronie, aż do jej końca. Na jednym
wydechu. Mocno zaintrygował mnie bowiem wątek
kryminalny powieści, osobiste życie Anny, a dialogi przybrały naturalną formę i
nierzadko nawet bawiły. Pojawiały się też chwile wzruszenia, zadumy i
nostalgii. Było w niej wszystko co kobiece. Smutek, złość, tęsknota, irytacja...
i co tylko jeszcze chcecie.
Po dziś dzień pamiętam chwilę, gdy dotarłam do ostatniej kropki w
tekście.... Mocno westchnęłam.
Nie powiem jednak by była to powieść na miarę bestsellera. Idealnie nadaję
się za to na wakacyjną powieść. Książkę do torebki i na plażę. Relaksującą
historię z przymrużeniem oka. Taką jakich nam czasem po prostu trzeba.