"Wszystkie winy mojej
matki" to piąta powieść M. M. Perr, którą miałam przyjemność przeczytać. I
choć poprzednie cztery były zdecydowanie w innym klimacie, to ta również
wpisała się w moje gusta. Powieść obyczajowa z mroczną tajemnica w tle.
Tajemnicą, którą skrywa stary dom. Dom, z którego niegdyś uciekła Gabriela i
gdyby nie poważna choroba jej matki i podstęp ciotki, może nigdy by już do
niego nie wróciła. Sprawy obrały jednak zupełnie nieoczekiwany dla kobiety
obrót i zmusiły do rozliczenia się nie tylko z przeszłością, ale i z własnymi
słabościami. Prawdą o tym, co w jej życiu zawsze stanowiło największą tajemnicę.
Bólem i żalem za utracone dzieciństwo.
Jej matka nie należała bowiem
do tradycjonalnych kobiet, wychowujących swoje dzieci zgodnie z kanonem
społecznym. Była dawną krakowską artystką. Barwną i kochana przez wielu. Ona sama
jednak kochała inaczej. Jej miłość była albo pełna oddania, albo szalenie
skryta. Z tą druga właśnie przyszło się zmierzyć jej córce, gdy tuż po zniknięciu
jej ojca, Gabriela zmuszona była szybko dorosnąć. Wtedy okazało się, że stąpa
po ziemi znacznie twardziej niż jej matka. Różniła je też wiedza na temat tego
co tak naprawdę wydarzyło się pewnego dnia w ich rodzinnym domu, czego świadkiem było
wielu osób. Wszyscy jednak milczeli jak grób. Każda tajemnica ma jednak swoje
słabe strony. Tak jak i ludzie, którzy poddani presji muszą się kiedyś rozsypać.
Prawda w tej historii ma jednak
wiele twarzy, a z każdą z nich wiążą się inne uczucia: strach, nienawiść,
współczucie, oddanie i wielka miłość. Jest niczym promyk słońca, który ogrzeje
albo spali. Trudno więc z nią żyć, ale jeszcze trudniej bez niej, czego
doświadczyła właśnie Gabriela. Wpłynęła ona również na relacje w tej rodzinie,
a raczej ich brak. Choroba Zu i znalezisko, którego dokonała Gabriela w
rodzinnym domu mogą temu jednak zaradzić. Ktoś tylko musi zdobyć się na odwagę
i wyjawić skrywana od lat tajemnicę. Tylko tak matka i córką będą w stanie znów
sobie zaufać i żyć razem w relacjach jakie powinny towarzyszyć
najbliższym.
Zanim to się jednak stanie, każda
z nich będzie musiała wiele w sobie przepracować. Gabriela robi to w powieści w
sposób jawny. Poprzez rozmowy z bliskimi: ciotką, kuzynem i wujem. Swoje trzy
grosze dokłada do tego również sam narrator. W ten sposób poznajemy jedną z
bohaterek powieści. Silą na swój sposób, ale i samotną kobietę, która wydaje
się stronić od bliskich relacji z innymi. Pełną tęsknoty za uczuciem, które
zostało jej dawno temu odebrane. Zu tymczasem poznajemy z perspektywy
wyodrębnionych wpisów w powieści w formie pamiętnika. Wpisów sięgających
dalekiej przeszłości ekscentrycznej artystki, co pozwala czytelnikowi spojrzeć
na jej postać z zupełnie innej strony niż widzi ją własną córka. W tle
przewijają się również inne postaci, które świetnie wpisują się w realizm
powieści. To rodzeństwo Zu, jej sąsiad, siostrzeniec, miejscowy kloszard i
dawna znajoma - emerytowana policjantka.
Najtrudniej jednak zaszeregować
ową powieść do jakiegokolwiek gatunku literackiego. Z pewnością ma ona cechy
powieści obyczajowej. W końcu prawi o codziennym życiu ludzi takich jak my,
którym może przydarzyć się przecież wszystko. Pojawia się śmierć, zaginięcie -
czyli jak w kryminale. Brak tylko jawnego śledztwa. Tą rolę przejmuje główna bohaterka.
Nie sposób zauważyć w niej również cech powieści psychologicznej, zwłaszcza
kiedy skupimy swą uwagę na relacjach pomiędzy poszczególnymi postaciami i ich
postawami. Nie obca jej jest również wielka miłość i jej tragizm zarazem. O
gęsią skórkę może za to przyprawić czytelnika widok (choć tylko w wyobraźni)
pojemników z kośćmi, które zbierała Zu i zdechły kot w zlewie.
Polecam więc powieść M. M. Perr
"Wszystkie winy mojej matki" niemal każdemu, bo każdy znajdzie w niej
coś dla siebie. Taki oto urok tej powieści. Sprytnej, zajmującej i pełnej
niespodzianek.