"Zaginięcie Stephanie Mailer" - Joel Dicker

 


Kolejny kryminał i kolejne zaginięcie. Tym razem jednak z Albatrosa. Joel Dicker urodzony w Genewie nie szczędził nam też słów, czego efektem jest opasły tom liczący sobie siedemset stron i rozkręcona historia kryminalna.Mnie intrygowała ona z jednego powodu. Nie znałam autora ani  jego twórczości, a jak wiadomo czasem warto zejść z utartej ścieżki. Zwłaszcza dla kogoś komu nie obce są nagrody literackie, miliony sprzedanych egzemplarzy na koncie i adaptacje filmowe. 

Rozsiadłam się więc w fotelu i zaczęłam czytać. Było lekko i całkiem przyjemnie. Pierwsze sto stron przeleciało w mig. Zdecydowałam się wiec zabrać ją w podróż, ale nie w tradycyjnej formie. Na to była zbyt opasła. Kolejne godziny w jej towarzystwie nie były jednak już tak imponujące. Pewnie pomyślicie, że to wina czytnika, choć ja tego nie podejrzewam. Nie od wczoraj go w końcu mam. Powieść, która rozkręcała się w dobrym kierunku, nie tyle przyhamowała co mam wrażenie zaczęła kręcić się nieco wokół własnej osi. Momentami nieco mnie nawet nudziła, przez co uciekałam od niej myślami. Przez kolejne dni wracałam do niej po kilka razy. Niestety pierwotna nić pożądania została między nami zerwana. Zaczęłam się nawet gubić w przestrzeniach czasowych powieści, a jej bohaterowie wydawali mi się coraz mniej barwni. Dopadł mnie smutek i melancholia, a tego przecież nikt nie lubi. 

Powieść sama w sobie ma jednak wiele zalet. Jest przede wszystkim misternie utkaną historią wielu bohaterów na przestrzeni ponad dwudziestu lat. Fizycznie wręcz nakreśloną emocjami, strachem i tajemnicą. Historią o ludziach pełnych wad. Grzęzawiskiem niedopowiedzeń i błędów, które swoje żniwo będą zbierać w kolejnych latach. Wpłyną na kolejne pokolenia i losy wielu ludzi. Tak było przynajmniej w przypadku Jessego i Stephanie Mailer. I o nich słów kilka.

Jesse wybiera się na zasłużoną emeryturę. Zanim jednak do tego doszło, spotkał Stephanie, która zadała mu kilka trudnych pytań i zasiała w nim ziarno niepewności, które dotyczyło słuszności sprawy sprzed dwudziestu laty. To wówczas w niebywale dziwnych okolicznościach zginęła rodzina burmistrza i on sam. Ofiarą była również przypadkowa kobieta. Sprawcę jednak szybko wykryto, a sprawę zamknięto. Tyle tylko, że dziennikarskie śledztwo doprowadziło panią Mailer do nowych faktów i wielu wątpliwości, z którymi dzieli się z Rosenbergiem, bo to on była odpowiedzialny za dowody, które przekonały przysięgłych o winie tego, którego wówczas za ową zbrodnię skazano. Wkrótce potem Stephanie znika a  detektyw Roseberg drąży zaciekle temat, który prowadzi go do niespodziewanych odkryć. 

Tu znów się nakręciłam, a nastrój znużenia minął. Na powrót dałam się wciągnąć powieści, a w małym miasteczku zaczęło wrzeć od emocji. Prawda lada dzień miała ujrzeć światło dzienne. Ta o zbrodni sprzed lat i tej tu i teraz, dokonanej na młodej dziennikarce. Przysłużyć się temu miał w całości utwór sceniczny odegrany podczas festiwalu, na który zjedzie cały świat. W tym momencie nie było już odwrotu. I ja chciałam poznać prawdę. Znać zakończenie tej historii, która jak sami widzicie nieźle u mnie namieszała. 

Myślę też, że ułożyłoby się między nami znacznie lepiej gdyby nie moje rozproszenie uwagi nowościami, które kuszą i czekają w kolejce. Taka oto ze mnie roztrzepana dama. ;) 

 

ALBATROS 

Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien