"Eli, Eli" - Wojkciech Tochman

"Eli, Eli” Wojciecha Tochmana jest prawdziwą podróżą do obcego nam świata. Do świata pełnego biedy, wykluczenia i beznadziei. Założeniem jednak książki nie wydaje się, być ukształtowanie w naszych umysłach wyłącznie obrazu nędzy i rozpaczy, ale wzbudzenie również empatii i chęci zrozumienia pewnych granic. Dlatego autor tego reportażu zabiera czytelnika do Manili, stolicy Filipin. Miejsca, w którym ścierają się dwa światy. Nie będzie ich jednak ze sobą porównywał. Po tym bowiem czego doświadczymy za sprawą jego słów na ulicach Onyxu, będzie to zbędne. Wyjątkowo też to wydanie pozbawione jest jakichkolwiek zdjęć, co z reguły nie leży w naturze reportażu. Jest to jednak celowe działanie autora. Słowa bez towarzyszących im obrazów mają w jego mniemaniu zabrać czytelnika na szersze i głębsze wody. Spojrzenia na opisywaną rzeczywistość po swojemu. Uruchamiając własną wrażliwość, empatię, wiedzę i doświadczenie. Czy mu się to udało? Sami ocenicie. W moim jednak mniemaniu był to strzał w dziesiątkę, pozwalający w pełni odebrać treść tej publikacji.

Zanim jednak więcej o treści, kilka słów o człowieku, którego książki nie pozostawiają czytelnika obojętnym. Wojciech Tochman jest bowiem jednym z najważniejszych i najpopularniejszych dziś autorów reportaży. Jego książka o Kambodży "Pianie kogutów, płacz psów" wywarła na mnie nie mniejsze wrażenie niż "Eli, Eli". Jest też dwukrotnym finalistą Nagrody Nike i Środkowoeuropejskiej Nagrody Literackiej Angelus. Laureatem Premio Kapuściński i "Pióra Nadziei", a jego książki wzbudzają nie tylko duże zainteresowanie, ale i wywołują ożywione dyskusje.

Reportaż "Eli, Eli" powstał w 2013 roku, a pierwsze jego wydanie ukazało się nakładem Wydawnictwa Czarne. Wówczas treści towarzyszyły poruszające zdjęcia Grzegorza Wełnickiego. Tym razem jednak tego zadania podjęło się Wydawnictwo Literackie, powołując na nowo do życia całą serię książek Wojciecha Tochmana, która przyciąga uwagę również swą formą wydawniczą. 

Wracając jednak do naszej pozycji. Każdy, kto sięgnie po jego dzieła, szybko przekona się, że Tochman opowiada z głęboką wrażliwością. Umiejętnie wprowadza nas w niemal bestialski świat zgotowany kobietom i dzieciom mieszkającym na grobach. Bardzo sugestywnie przywołuje sceny, o których wielu z nas nie miało świadomości istnienia - co jeszcze bardziej przeraża. Zastany obraz ubarwia dodatkowo krótką historią Filipin. Pisze o ludziach, o tym, kim byli, co się z nimi działo, Jak żyli i w co wierzyli. Krótko, ale treściwie rysuje obraz ostatniego stulecia tego miejsca. Jego kolonizację. Podziały, których dopuścili się Hiszpanie, zostawiając masy ludzi bez niczego. Tak żyją do dziś. Mieszkają w slumsach, na ulicach, na cmentarzach lub w domach z patyków.

Widzicie to oczami swojej wyobraźni, wiedzy i doświadczenia? Pstryk! "Golas na grobie ma więc spore szanse, aby sobie pożyć. I zero szans, by wyjść z zakazanego miasta złodziejstwa, kurestwa, dragów, noży w plecach i piętrzącego się pod murem gówna". Wiele takich "pstryków" przewija się w treści książki. Jeden gorszy od drugiego. Nieludzkie obrazy tortur i przemocy fizycznej. Śmierć niemal na każdym kroku. Przemoc i nieludzkie traktowanie kobiet. Dewiacje. I ten niewyobrażalny głód. Głód, na który najlepsze było ćpanie albo spanie. "Ćpasz - odlatujesz. Im dłużej. Im dłużej śpisz, tym krócej czujesz głód". To ich strategia przetrwania. O intymności zaś nie ma co mówić. Ona tam nie istnieje. Slumsy odbierają ją każdemu, bez wyjątku.

Jeszcze bardziej przerażająca wydaje się egzystencja dzieci. Dzieci, które potrafią umierać ze strachu. Które boją się własnych rodziców. Porzucone w śmieciach. Dzieci gwałcone w ukryciu i otoczenie, które nie reaguje. "Nagie, bose, całe w strupach". Problem wydaje się więc pogłębiać. Nie jest to jednak reguła. Zdarzają się wyjątki. Nieoczekiwanie ojciec morderca chroni swoje dziecko. - To historia wyjątkowa. Czułą ręką ojca, który zabił już dziesiątki innych ludzi. W rezultacie Tochman rysuje obraz świata, w którym ludzie walczą o każdy dzień, o każdy kawałek strawy, czystej wody, o przeżycie. Nic więcej. Świat, w którym chorobę pokonuje każdy sam, albo się jej poddaje. Świat nędzy i rozpaczy. Świat, w którym mężczyźni z bezsilności się wieszają, a kobiety wypijają płyn na insekty.

"Eli, Eli" sama w sobie jest też obrazem kultury i religii tych ludzi. Ich rytuałów i czci jaką oddają swym bóstwom. Obrazem tradycji i zakorzenionej w nich biedzie. Bezdomności w nowym, innym wymiarze i ofiarowanej pomocy, która paradoksalnie nierzadko szkodzi. Nie można też pominąć w opisie i nie wspomnieć o roli reporterskich zdjęć, których efekty mogą budzić kontrowersje, o czym przekona się każdy, kto przeczyta "Eli, Eli" Wojciecha Tochmana. Utwór, którego treść wyrażona jest bardzo obrazowym i precyzyjnym językiem, który pozwala czytelnikowi oddać się jego stanowi emocji. Czasem jest to zdumienie, czasem przerażenie, oburzenie, a czasem łzy.

"Eli, Eli" bez wątpienia zapadnie w pamięci, każdemu, kto tylko sięgnie po tę reporterski majstersztyk.

Książka pozyskana w ramach współpracy ze Sztukater.pl

Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien