"Dziewczyna z gór. TROPY" - Małgorzata Warda
Historia tak niebywała, iż chciałoby się ją wykrzyczeć światu.
"Tropy" to pierwsza z
serii książek "Dziewczyna z gór". Druga pt. „Śniegi" również
jest już w zasięgu czytelniczych możliwości. Na tom trzeci musimy niestety
jeszcze poczekać. Dlaczego o tym wspominam? Po to, by dać wam tym samym
świadomość, że na pierwszej raczej się nie skończy. "Tropy" są bowiem
powieścią tyle samo wciągająca w wir swojej fabuły, co wywołująca
niepohamowany niedosyt i potrzebę zmierzenia się z kolejnymi emocjami.
Doświadczenia nowych wrażeń i refleksji. A przede wszystkim poznanie dalszych
losów Nadii - bohaterki, która jest w stanie wywrzeć wrażenie i na długo zapaść
w pamięci czytelnika.
Nadia w wieku jedenastu lat
została porwana przez człowieka, który z łatwością nią manipulował. Wzbudzał zaufanie,
kiedy było mu to potrzebne i skrupulatnie realizował swój cel. Porwał ją niemal
sprzed domu. Wywiózł daleko w las. Z dala od ludzi i cywilizacji. Nie trzymał
jej na uwięzi. Tyle tylko, że w otoczeniu drzew i wilków nie każdy miałby
odwagę samotnie uciekać. Dziewczynka zdała się więc na młodego mężczyznę, Odtąd
żyła w małym i mrocznym świecie pozbawionym normalnych kryteriów.
Próbując zrozumieć po co i dlaczego porwała właśnie ją. Dlaczego nie
chciał okupu? Czemu nie był załamany zaistniałą sytuacją? Czy to był właśnie
jego plan? Jej dziecięcy rozum, radził sobie z tymi pytaniami jak umiała.
Intuicyjnie dopasowywał odpowiedzi do sytuacji. Z czasem poznawał też swego
oprawce coraz lepiej. Dostrzegał nawet jego słabości. A potem... Poczuła.
"Jakie to dziwne, gdy czyjś los znajduje się w naszych rękach! Mogła uciec
i poczekać z powiadomieniem policji, dając Jakubowi czas. Mogła go oddać w ich
ręce. Mogła..." Tymczasem wciąż żyła sama z porywaczem. Mijały lata, a
tajemnica jej porwania wciąż była wielką zagadką.
Wszystko zmieniło jedno
zdarzenie. Jeden niefortunny wypadek i kobieta potwornie spanikowana tym co
widziała w lesie. To chwila, w której sprawa porwanego dziecka sprzed lat może
nabrać rozpędu.
"Tropy" nie są jednak
kryminałem, jak może wydawać się to na pierwszy rzut oka. To bogata
psychologicznie powieść obyczajowa. Książka zdolna zmieniać nasze postrzeganie
świata. Powieść dotykająca wielu aspektów życia człowieka. Zarówno tego w
najgorszym jak i najlepszym wydaniu. Jednym z głównych motywów, który pojawia
się na kartach tej historii jest sieroctwo i wszystko to co może mu towarzyszyć.
Od tęsknoty, po brak poczucia własnej wartości i brutalną przemoc. Brak swojego
miejsca na ziemi i zrozumienia, a co za tym idzie odtrącenie. Samotność.
Opowieść ta ma jednak i swoją drugą stronę. Tą lepszą. Obrazująca zarówno ludzi
godnych zaufania jak zwykłe człowieczeństwo, które z nich wypływa. Naturę
ludzką. Nadzieję. Nie istnieje bowiem tylko dobro i zło, a ofiarą nie jest tylko
Nadia.
Ofiar w tej historii jest
znacznie więcej. Tyle tylko, że każda z nich inaczej poturbowana przez los. A
co z miłością? Zapytacie. Jest jej więcej w tej historii niż przypuszczałam.
Nie jest to jednak miłość romantyczna. To miłość matki, dziecka, człowieka i
zwierzęcia. Miłość, która udowadnia światu, że kochać można każdego. Nawet
kogoś, kto bardzo nas skrzywdził. To jednocześnie opowieść o relacji
rodzicielskiej. Więzi człowieka z naturą i marzeniach.