"Ballada o dwóch miastach" - Agata Kołakowska

Niesiona wspomnieniem kilku poprzednich historii stworzonych przez Agatę Kołakowska, nie miałam żadnych wątpliwości, by sięgnąć po jej najnowszą historię. Po "Balladę o dwóch miastach". Historię, która w swej zapowiedzi miała być powieścią, nie dającą się zaszufladkować do konkretnego gatunku. Opowieścią nietuzinkową. Bez wątpienia taką też i była. Była dla mnie też sporym zaskoczeniem. Wyzwaniem. Wywołała niepewność, strach, zwątpienie. Pojawiła się również ciekawość, która utrzymała mnie przy niej do samego końca. W konsekwencji jednak stała się dla mnie wielką zagadką, tego co w ludzkiej duszy gra.  

Z jednej strony to powieść obyczajowa. Historia kilku osób, żyjących w dwóch różnych sobie światach. Światach, do których niemożliwe jest od tak przeniknąć. Pierwsze z nich to miasto nieco zacofane. Szare i bez słońca. Niewiele w nim radości. Nie udaje się też miłość, a przyjaźń wystawiona jest na liczne próby. A praca... No cóż. To tylko obowiązek. Do tego giną tam ludzie. W bardzo dziwnych okolicznościach. Pojawia się tym samym wątek kryminalny w powieści.  

Miasto City jest jego przeciwieństwem. To swoisty raj. Tam każdy jest zadowolony. Ludzie są wręcz zafiksowani na pozytywnym myśleniu. Jest jednak coś co nie daje spokoju jednemu z jego mieszkańców. Tak też łączą się losy Franza i Petroneli. Do znajomości których, przyczynił się w szczególności mały skrzydlaty uciekinier, który pełnił rolę ich  prywatnego listonosza. 

Nie on jednak, ani nawet nie bohaterowie tej historii są jej clue. Tu chodzi o coś więcej. Znacznie więcej. O ich i nasze postawy. O nasze marzenia i odwagę by je realizować. By mówić światu nie, nawet jeśli wszyscy wokół myślą inaczej. O to by być sobą, By móc wybierać. Stawiać czoła przeciwnościom i poczuć przysłowiowy wiatr w żaglach. Kochać, śnić, śmiać się i płakać. Prawdziwie. Z serca. 

"Ballada o dwóch miastach" jest pełna sprzeczności. Jest rzeczywistością, którą autorka postanowiła w niekonwencjonalny sposób rozdzielić, dając tym samym obraz świata z jednej strony wyłuskanego ze smutku, z drugiej ze szczęścia. Tyle tylko, że żaden z tych światów na dłużą metę nie przynosi nikomu zadowolenia. Nie jest dobry. Uznaje tym samym opowieść Agaty Kołakowskiej za pewien rodzaj moralitetu. Lekcji życia. Psychologiczny obraz jednostki stłamszonej przez społeczeństwo. Historie nawołującą do swoistego buntu.  

Początkowo jednak moje refleksje nie były tak oczywiste. Potrzebowałam sporo czasu by przetrawić tę powieść. Długo nie mogłam się też w niej odnaleźć. Zrozumieć jej. Byłam nawet gotowa ją odłożyć w pewnym momencie. Ocknęłam się dopiero gdzieś w połowie. Po czym powieść okazała się pełna symboliki. Stała się wielką alegorią współczesnego świata. Powieścią bez wątpienia niszową. To czego mi w niej jednak zabrakło, to pewnej miękkości słowa. Choć może taki był zamiar autorki, by pokazać wszystko bez zbędnego owijania w bawełnę. Jakby bez echa. 

Jestem jednak dla niej bardzo na tak, bo porusza wątki naszej codzienności w bardzo nieszablonowy sposób. 

 
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu OBLICZA
i jej autorce Agacie Kołakowskiej.

Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien