"Po fakcie życie jawi się tak wyraźnie. Kiedy się w nim jest, w
samym środku, wydaje się, że rzeczy, zdarzenia, słowa, czyny, że po prostu się
dzieją, jedno po drugim [...] A gdy człowiek nie znajduje się już na początku
ani w środku, może zrozumieć, jak wszystko jest ze sobą połączone. Jak coś, co
zdawało się maleńkie albo bezsensowne, albo odcięte od reszty, jednak miało
znaczenie dla czegoś większego, choć nikt o tym nie wiedział".
Rodzina to nierzadko bardzo skomplikowany organizm. Różnie w niej bywa.
Kłócisz się, bijesz, wrzeszczysz, a potem idziecie razem dalej, jak gdyby nigdy
nic. To takie normalne. Pozostawia jednak po sobie ślad. Bliznę, na każdym z
jej członków. Wspomnienie pierwotnej sceny życia, z której tak trudno się
wyrwać. Zmienić. Pozostać obojętnym. W Rodzinie Toimich widać to jak na
dłoni. Szczęśliwy jedynie na swój własny sposób dom, do którego wracają dorosłe
już dzieci i każde z innym zapleczem własnych emocji.
Dla Annie najstarszej z sióstr rodzinny dom jawi się zawsze w mroku poranka.
Pełen tęsknoty za innym życiem. Odkąd pamięta pragnęła z niego uciec, by nie
być jak jej matka. Uciekła też od rodzeństwa, a było ich czternaścioro, z czego
dwójka z nich jest już tylko w ich pamięci. Przynajmniej niektórych.
Uciekła od matki, która głównie milczała. Nieodgadnione były też jej uczucia. A
ojciec był jak pole minowe. Surowy i bez logiki. Tak przynajmniej mówili o nim
obcy. Niektórzy z jej rodzeństw, tak jak i ona opuścili rodzinne gniazdo przy
pierwszej nadarzającej się okazji.
Zbliżają się święta, a to jak wiadomo najlepsza okazja by rodzina znów była
razem. Nie wszystkim się to jednak udaje. Być może niektórzy nawet się z tego
cieszą. Powrót do świata, w którym od lat nic się nie zmieniło, a relacje
między rodzicami wciąż pozostają dla nich boleśnie niepoprawne, tylko
przygnębiają. Ten dom wciąż jest pełne napięć i może wybuchnąć w każdej chwili.
Starsi mieli już tylko cichą nadzieję, że to co ich ukształtowało, nie dotknie
najmłodszego rodzeństwa. Zawarli więc pakt. Mają plan. Zadanie, które
muszą zrealizować. Laurie musi pohamować swoją nienawiść do wszystkiego co
związane z Finlandią. Tatu zboczyć z utartego toru, a Esko urzeczywistnić swój
zamiar o wielkim gospodarstwie. Wszyscy mieli dość życia w cieniu swego ojca i
jego demonów. Matki pozbawionej życia, które jej się należało. To musiało się
skończyć. Wymagało jednak wielu odważnych kroków i prawdy, która gdzieś błąkała
się między nimi. Lata zduszonego smutku, złości i rozczarowań, lata
zniweczonych nadziei i marzeń, które w końcu tak bardzo wyrosły, gotowe były,
by się wreszcie wyzwolić. Ich matka za to miała wybrać życie, ten jeden jedyny
raz.
Testament jest powieścią, w której nie ma nic lekkiego. Może z wyjątkiem
stylu, który nie powinien sprawić trudności żadnemu z czytelników. Cała reszta
to seria ciężkich, czasem bolesnych i głębokich relacji między członkami
rodziny. Ich biografie. I spadek jaki otrzymali w darze od natury
rodzicielstwa. Plejada niesamowitych postaci. A każda z nich toczy własną
wojnę. Wojnę na śmierć i życie. Być albo nie być. A kiedy ta pojawia się
realnie w ich otoczeniu, dokonują się kolejne dziwne rzeczy. Do głosu dochodzą
uczucia, które dotąd spowite strachem jedynie kłębiły się w tej rodzinie. Teraz
jest szansa na oczyszczenie, co będzie tak samo trudne jak prawda, której
doświadczą.
"Testament" nie jest tym samym historią do przeczytania na tzw.
raz. Zbyt wiele emocji się w nim kotłuje. Powieść gotowa jest bowiem poruszyć
wiele ludzkich strun. Obudzić wspomnienia, sumienie i tęsknotę. Wyzwolić
skrajne uczucia. Wsiąknąć w nas niczym woda w gąbkę. Wysuszyć jednak nie będzie
jej już tak łatwo. Podobnie jak i naszej pamięci po niej. Wrażenie mogą zrobić
zarówno surowe opisy zdarzeń, jak i niewypowiedziane przez bohaterów emocje.
Jej prostota, bezkompromisowość. Ta książka jest niczym żywe ciało, które prosi
by zajrzeć w nie głębiej. Poczuć dwuznaczność słów i liczne jej pokłady.
Smutna, może momentami dołująca, ale szczera i prawdziwa w wielu przypadkach.
Taka jakie są nasze rodziny. Z całym swym dobytkiem.
"Testament" to kolejna książka z serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich, która mnie zauroczyła na swój sposób. To naprawdę wyjątkowe dzieła, choć nie wszystkie przypadły mi tak samo do gustu, tak jak ta. Jak "Blizny". To też jedne z tych książek do odkrywania na nowo, choć szybko do niej nie wrócę. Może nawet nigdy. Polecam każdemu, kto chce przeżyć powieść razem z jej bohaterami. I nie polecam tym, którzy boją się doświadczać głębokich wrażeń.