"I nadejdzie lato" - to książka, która już samym tytułem kusi, by oddać się jej lekturze właśnie w letnie, wakacyjne dni. Powieść subtelna i ciepła. Momentami rozgrzewająca zmysły do czerwoności. Historia urocza, choć trudno w nią uwierzyć. W miłość, która nie pozwala być razem. A jednak: ona trwa i trwa, i trwa... Przez dwadzieścia osiem lat, aż nadeszło lato inne od wszystkich.
Mallory Blessing odkąd odziedziczyła niewielki dom w Nantucket, jej życie przybrało nowy wymiar. To było jej miejsce. Miejsce, które przez długie lata skrywało pewien sekret. Jej i mężczyzny, któremu właśnie tam oddała swoje serce, a on jej. Po latach Mallory prosi swojego dorosłego już syna, by skontaktował się z pewnym człowiekiem. To jej ostania wola. Ta prośba dla młodego człowieka staje się jeszcze dziwniejsza, kiedy okazuje się, kim jest wspomniany mężczyzna, bo co może łączyć niepozorną kobietę, która niemal całe życie spędziła na wyspie ze znanym i cenionym publicznie człowiekiem, do tego mężem ubiegającej się o prezydenturę kobiety.
Tak rozpoczyna się historia Mallory i Jaka, która czytelnik będzie miał okazję śledzić za sprawa tej książki przez kilka dekad. Historię ich wielkiej miłości, która pozwoliła im widzieć się zaledwie przez jeden weekend w roku. Ostatni weekend lata na Nantucket. Jak to robili, że nikt nigdy się o nich nie dowiedział? I jak wyglądało ich codzienne życie w takim układzie? Ot cała historia tej szalonej, namiętnej i skrywanej przez lata wielkiej miłości. Uczucia, które napotykało na swojej drodze wiele przeszkód, by być razem, i jeszcze więcej za, by razem być. Dlaczego zatem nie byli? Z pewnością nie było to dla nich łatwa decyzja. Niosła za sobą też wiele konsekwencji. Te jednak towarzyszyły każdej z decyzji, jaką by nie podjęli w swoim życiu. Spotykali się więc co roku o tej samej porze, dając upust swej miłości i namiętności w tajemnicy przed światem.
Wokół tej romantycznej historii trwa jednak zwyczajne, codzienne życie. Życie wielu ludzi, których poznajemy za sprawa tej opowieści. Mallory i Jake nie zagarniają całej fabuły dla siebie, przez co powieść staje się jeszcze bardziej barwna i intrygująca. Czytelnik pozna m.in. również losy Ursuli McCloud, która robi zawrotną karierę polityczną u boku wpierającego ją męża. Brata Mallory i jego nieudanych związków oraz Leland, z którą łączy ja burzliwa przyjaźń.
"I nadejdzie jutro" Elin Hilderbrand znacznie równi się od większości polskich powieści obyczajowych czy rodzimych romansów. Jest w niej bowiem ogrom treści, które wyczytane między wierszami wzmacniają jej przekaz. Pobudzają do refleksji i zadumy. Pozwalają inaczej spojrzeć na miłość. Na uczciwość. Pragnienia i relacje, które wiążą ludzi na całe lata. Jest to również opowieść o swoistej rywalizacji. Odmienności i marzeniach. O odwadze i poszukiwaniu własnego ja. O krzywdzie i zaufaniu.
Sporo w niej również informacji z dziejów Ameryki. Idąc bowiem tropem wielkiego uczucia, przemierzamy również dekady wśród amerykańskiej społeczności i tego, co na ich "językach". O czym mówią, piszą i nad czym debatują. Takimi informacjami wita nas każdy nowy rozdział zapowiadający kolejne spotkanie kochanków. Przyznam, że to całkiem udany pomysł, dający szeroki obraz rzeczywistości, w której przyszło żyć bohaterom powieści. Zaskakująca jest również jej niespieszność, mimo rozpiętości czasowej, jaką obejmuje. Nie nadwyręża ona jednak cierpliwości czytelnika długimi opisami, choć w temacie nadmorskich klimatów wypowiada się z ogromną czułością. Ma swój niepowtarzalny smak. Skosztujcie jej. ;)
" Księga bezimiennej akuszerki " Meg Elison , laureatki nagrody im. Philipa K. Dicka to książka roku według " Publishers Weekly ". Nazywana opowieścią podręcznej w świecie postapo , która przedstawia wizję świata po wielkiej katastrofie, w tym przypadku po niesłychanie śmiertelnej epidemii gorączki, która doprowadziła do upadku znanej nam dziś cywilizacji. Przetrwać w świecie pandemii wydaje się jednak niczym, w porównaniu z tym, co wkrótce czeka ocalałych. Do tego " Księga bezimiennej akuszerki"pędzi w zawrotnym tempie. I nie chodzi tu bynajmniej o jej fabułę, a o jej przestrzeń czasową, która rozciąga się na wiele, wiele lat. Widać wyraźnie, iż autorka nie zamierzała skupiać się, ani zobrazować nam tylko chwili z życia bohaterki, jednego wydarzenia, jakiejś sensacji czy jednej przygody. Książka ta odsłania bowiem zrujnowany świat na przestrzeni niemal pokoleń, dając szansę czytelnikowi wyobrażenia sobie, czym tak naprawdę może być apokalipsa...