„Sztorm” Darii Kaszubowskiej z perspektywy tego właśnie czasu stał się czymś więcej niż tylko subtelnie snutą opowieścią z historią w tle. Jest głosem, który pozwala poszukać w sobie nowej tożsamości. Tej narodowej i tej ukrytej gdzieś głęboko w sercu, umyśle. Mnoży pytania o bieg historii, a poprzez nietuzinkowych bohaterów nadaje jej osobistego wymiaru. Ułatwia jej przyswajanie. Do tego jej język, jej styl i oprawa… Aż nie chce wypuszczać się jej z rąk. I te kaszubskie motywy, czarno białe zdjęcia wplecione w treść. To one trzymały mnie przy tej powieści od początku aż do końca.
Wydawnictwo Flow
wie, jak zaskarbić sobie uwagę czytelnika.
Wróćmy jednak jeszcze do fabuły
"Sztormu" za sprawą, której poznamy nie tylko losy rodziny
Stoltmanów, ale i samych Kaszub. Historii, która przeniesie nas w czasie do
pierwszej wojny światowej. Dzięki której poczujemy smak podziałów i
rodzinnych konfliktów. Dylematów, rozterek i strachu. Nie sposób będzie też
przejść obojętnie, wobec tego, do czego wojenna zawierucha zmusiła trzech
braci. Wobec historii Piotra, który w imię sprawiedliwości na szali postawił
własną karierę. Tyle samo przejmujące są również losy kobiet, zdolnych do
największych poświęceń. Odważnych i zdeterminowanych walczyć o własne
szczęście.
Myślę, że jeszcze do niej kiedyś
wrócę. Może nawet w chwili, kiedy siedem tomów "Sagi kaszubskiej"
będzie już w komplecie. Ależ to będzie przygoda.
Biblioteka Edymona