"Złodziejki Świąt" - Hanna Cygler

Jagna jest redaktorką w Wydawnictwie. Niedawno zerwał z nią chłopak. Nie to jednak przytłacza ją najbardziej. To wspomnienie rodzinnego domu, z którego niegdyś uciekła z głową pełną marzeń. Z chęci stania się innym człowiekiem. I choć minęło wiele lat, wciąż nie umie przebaczyć. W tym przekonaniu utwierdza ją niedawno spotkany Karol — jej chłopak ze szkolnych lat, który niebawem bierze ślub, z jej była przyjaciółką.

Kolejna bohaterka tej opowieści to Maria Teresa - kobieta, która niegdyś popełniła powieść obyczajową. Dziś wydawnictwo sprzedało prawa do jej ekranizacji, żądając jednocześnie jej kontynuacji. Nie w smak jest to pani profesor filozofii, której proza w zamiarze miała iść w zupełnie innym kierunku. Czego jednak nie robi się dla pieniędzy, zwłaszcza kiedy nad jej głową wiszą ciemne chmury. Potężne długi i chora macocha, która lada dzień stanie się matką.
Tymczasem Elwira to wyjątkowo dystyngowana Pani. Szanowana i lubiana autorka kryminałów. Matka kilkuletniego Jacka i żona niewiernego męża, notabene byłego europosła. Ale nie to spędza jaj sen z powiek. To hejt, który wylał się na nią w sieci. Nie bardzo jednak wiadomo, dlaczego ani kto za tym stoi. To niestety rujnuje jej nieskazitelny dotąd wizerunek. Grozi utracie reputacji, na co przecież nie może sobie pozwolić. Zrobi więc niemal wszystko by udowodnić swoim czytelnikom i światu jak bardzo kocha zwierzęta.

Co łączy te trzy kobiety? - Ano właśnie świat literatury. Nie należą jednak do zgranego teamu. Każda z nich prowadzi swoje życie. Każda ma swoją własną historię. I z każdą odbywamy długą podróż na przestrzeni ponad roku. Nieco chaotyczna jest jednak dla mnie ta wyprawa. Przeskakujemy bowiem w niej nie tylko z bohaterki na bohaterkę, ale i w czasie. W tle giną nam tygodnie i miesiące, wyrwane z ich życia, co w konsekwencji daje jakiś taki niepełny ich obraz. Trochę ratują sytuację tytuły rozdziałów, które określają czas, w którym akurat się znajdujemy. Mimo to nie szczególnie było mi to w smak. Tym bardziej że w powieści dzieje się naprawdę dużo, może nawet aż za dużo. Przez co żaden z wątków nie jest jakby pełny w moim odczuciu. Wydaje się, jakby autorka traktowała je wszystkie dość pobieżnie i goniła z powieścią, byle do przodu. Do końca, do finału, który nieco złagodził jednak mój gniew i okazał się przyjemnym happy endem.

Wiele cierpliwości wymagała jednak ta powieść od mojej osoby. Przyznaję, iż nie było łatwo w niej wytrwać. Najgorsza była pierwsza połowa. Podoba mi się za styl autorki. Zgrzytała mi on z zapowiadaną komedią obyczajową, którą notabene miała być ta powieść. Bo jeśli komedia, to w totalnie lekkim i niezobowiązującym klimacie. Tymczasem Hanna Cygler wydaje się pisać w sposób, który pasuje do literatury nieco wyższych lotów. Głębszej i takiej z przesłaniem. Z ciekawości więc sięgnę po coś jeszcze tej autorki. (Niczym jedna z jej bohaterek).

Najgorsze jednak co mnie spotkało, w przypadku tej historii to wielkie rozczarowanie, jeśli chodzi o gatunek, do którym została przypisana. W obliczu tych trzech kobiet zupełnie nie było mi do śmiechu. Bo z czego tu się śmiać, kiedy w życiu masz pod górkę. Na pewno nie z kobiet, które przeżywają swoiste rozterki i dramaty. Elwira doświadcza ciemnej strony Show-biznesu. Każda z nich przekonuje się też, że idealna rodzina nie istnieje, a serce trapi się niezależnie od wieku. Ja w żadnym wypadku nie nazwałabym jej komedią — ale to już kwestia postrzegania rzeczywistości. Dla mnie to sentymentalna powieść obyczajowa. Mocno kobieca historia. Bardzo realna. Taka, w której każda z nas może  odnaleźć kawałek siebie. Jest w niej też dobro - a to najważniejsze.
 
Za książkę dziękuję Wydawnictwu REBIS 
Moja ocena 6/10 

 

Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien