Bjorn Diemel został zmuszony niemal szantażem do wzięcia udziału w
terapii. Żona postawiła mu bowiem ultimatum. Albo znajdzie równowagę między
pracą a życiem prywatnym, albo straci rodzinę, w tym również kontakt z córką.
Doba była bowiem dla niego za krótka, by te dwie rzeczy pogodzić. Nie potrafił
się też rozluźnić. Ciągle był zestresowany. Irytowało go niemal wszystko. W
chwilach zaś spędzonych w towarzystwie córki myślami był gdzie indziej. Nikt go
też nigdzie nie doceniał ani w pracy, ani w domu.
Sprawy jednak obrały zupełnie inny kierunek, niżby się sam pacjent spodziewał.
Owszem, terapia przyniosła oczekiwany skutek, a nasz bohater zaskarbił sobie
łaskę żony i córki. Okazało się też, że terapia uważności tak bardzo
przypadła uwadze adwokata, iż zaczął ją stosować na bardzo wielu płaszczyznach
swojego życia, w tym również zawodowego. Wykorzystał ją m.in. w kontaktach ze
swoim klientem — brutalnym kryminalistą, którego potem pozbył się tak szybko,
jak ten tylko zaczął sprawiać mu problemy. Mało tego, swoje pierwsze morderstwo
wspominał z nieukrywaną radością. Osiągnął bowiem swój cel. Wystarczyło tylko
stosować się do metod, których nauczył go coach. "Ktoś stracił życie,
bo zaspokoił potrzebę, która nagle dała o sobie znać". W jego mniemaniu
było to poprawnie wykonane ćwiczenie uważności.
Nie zaprzestał wiec wizyt u terapeuty, co z czasem pozwoliło mu przerosnąć samego mistrza. I to był dopiero początek... Z frustrowanego adwokata, żyjącego na krawędzi rozpaczy przeistoczył się w zdecydowanego, pełnego siebie mordercę. Człowieka, z którego rąk gotowi byli jeść niemal wszyscy.
Powieść "Zabijaj uważniej" uchodzi za komedię kryminalną.
Przyznaję, że jest w niej nutka humoru. Czarnego humoru, który nadaje powieści
cechy dość abstrakcyjnego klimatu, i znacznie łagodzi emocje czytelnika w
obliczu zbrodni. Nie bulwersuje. Nie ocenia. Nie szokuje ani nie sprowadza
bohaterów na szalę dobra i zła. Wszystko jest gdzieś pomiędzy. Sama
zaś zbrodnia wydaje się, być naturalną koleją losu. Zło staje się groteskowe.
Morderca zaś bohaterem.
Może dlatego też tak świetnie bawiłam się, czytając powieść Karstena Dusse.
Powieść z totalnie absurdalną fabułą, która w rezultacie ma sens. Będącą wręcz
dojechanym kryminałem wykorzystujący teorię mindfulness - treningu uważności,
technikę, która w obliczu tej historii zaintrygowała również mnie. Teraz
zastanawiam się, czy to oby na pewno kryminał? Czy też może nieoficjalny
przewodnik uważności. Poradnik skupienia? Jak by na to jednak nie
spojrzeć, choć z przymrużeniem oka jest to książka, z której nie wyjdzie się
bez życiowej refleksji.
To wiem ja. Teraz kolej na was. Z niecierpliwością czekam też na jej
kontynuację, bo nic tak nie bawi, jak dobra powieść.
Książka, która daje do myślenia i po której chce się więcej. Strzałem w
dziesiątkę, jest również jej pierwszoosobowa narracja i bohater, z którym wbrew
pozorom, można by się utożsamić. Bo któż z nas nie chciałby czerpać radości z
życia. Odgonić stresy i negatywne emocje. Cieszyć się najdrobniejszą chwilą i
widzieć piękno w otaczającym nas świecie. ;)
Za książkę dziękuję Wydawnictwu OTWARTE