
Spotkanie zaś z Hubertem Meyerem nie należy do
najszczęśliwszych. Może dlatego, że zaczynam nie od pierwszej a od czwartej
książki z tego cyklu i trudno jest mi się wbić w klimat i rzeczywistość
bohaterów, których tak naprawdę nie znam. I z perspektywy obecnej sytuacji
wdrażanie się w tę powieść nastarcza mi wiele problemów, choć sama fabuła nie
wydaje się skomplikowana.
***
"Nikt nie musi wiedzieć" jest czwartą książka z
cyklu "Hubert Meyer", historią, w której bohaterem jest psycholog
śledczy. Tym razem jednak śledztwo Meyera i pani prokurator Weroniki Rudej może
okazać się wyjątkowo ryzykowne. A miało być tak pięknie. Trzynaście dni urlopu,
telewizor i tequila. Tymczasem, nie dość, że dawna kochanka atakuje go
esemesami, to w domu nachodzą go koledzy z pracy i sama prokurator Weronika
Rudy. Dostaje bowiem propozycje nie do odrzucenia. Ma pomóc koledze uniknąć
kary za zabójstwo niebezpiecznego gangstera. Jego rolą jest manipulacja faktami
i ekspertyza, która skieruje śledztwo na inne tory. Aby to jednak zrobić potrzebuje
świeżego trupa. Przykrywkę, pod którą będzie mógł zbierać inne potrzebne mu
dane. Jest wiec i trup. Potem kolejny... A ja wciąż nie mogę się zadomowić w
tej historii.
***
Bardzo trudno mi się ją czytało. Nie potrafiłam skupić się
na niej. Ciągle uciekałam gdzieś myślami. Gubiłam wątki, co dodatkowo
potęgowało moje rozbicie. Zainteresowanie było więc bardzo wymuszone, co w
konsekwencji doprowadziło mnie do przerwania lektury. Nie rezygnuję z niej
jednak naprędce. Poczekam na lepsze czasy. Dam jej szansę. A może zacznę
od początku? Tak, to jest myśl. Jeśli to nie pomoże, odpuszczę.