"Wyspa zaginionych drzew" Elif Shafak



Czuła, pełna ciepła i zajmująca lektura, do której chce się wracać.


Już sam pomysł na połączenie narracji w tej historii zasługuje nie tyko na uwagę czytelnika, ale i wielkie słowa uznania.  Trzecioosobowa narracja jest dobra w przypadku ludzkich bohaterów tej opowieści. Pozwala ona spojrzeć na ich historię nieco z góry. Stojąc obok i przyglądając się biernie, choć nie bez emocji. Tak poznajemy też ich losy (przynajmniej niektórych) od lad młodości aż po kraniec ich dni. Z nieco innej perspektywy spogląda jednak na świat Figa. Drzewo figowe będące świadkiem licznych wydarzeń sięgających wielu pokoleń. Jej świadectwo w dużej mierze przybliża wszystko to, co jest tłem historycznym miłosnego wątku, pomiędzy Kostasem a Defne.

On był Grekiem, ona Turczynką. W czasach zaś w których przyszło im żyć Ich miłość nie miała szans się spełnić. Mimo tego, że oboje zamieszkali tę sama wyspę. Chodzili tymi samymi ulicami i jedli ten sam chleb. Wojna domowa, która ogarnęła Cypr pozbawiła ich marzeń. Mimo to spotykali się potajemnie w lokalnej tawernie, na środku której rosła szczęśliwa figa. Los mimo to był okrutny dla tych dwojga. Ich miłość jednak przetrwała największą burzę, podobnie jak Figa, która odnalazła swój nowy dom z dala od wyspy. W małym zakątku Londynu, gdzie dorasta też córka Kostasa i Defne Ada Kazantzakis.

Dziewczyna nie zna historii swoich rodziców. Jest też półsierotą. Nie zna swoich dziadków ani nikogo z rodziny. Nigdy nie była też na Cyprze, choć mamy już koniec drugiej dekady XXI wieku. Nie zna języka ojca, ani matki, Mając za to szesnaście lat ma wiele pytań o własną tożsamość. Mam nie odpowie już na żadne z jej wątpliwości. Ojciec za to mocno dozuje jej fakty z przeszłości, jakby sam bał się wspomni. Nie chce obciążać jej bałaganem, którego niegdyś sami narobili. Tylko czy to dobry kierunek?  Często za to rozmawia z Figą, która rośnie w jego ogrodzie. Adę za to dręczy swoisty smutek. Obawia się nawet, czy aby nie otrzymała go w spadku po rodzicach. Wszystko jest takie tajemnicze w jej życiu. Krewni i sam Cypr.  Miejsce, na którego cześć została zresztą nazwana. Drogą do prawdy jest tymczasem drzewo figowe zasadzone w londyńskim ogrodzie, które jak nikt inny zna ich historię.

"Wyspa zaginionych drzew" Elid Shafak to jedna z najpiękniejszych historii jaki dał mi los. Wiedziałam to już dawno temu, gromadząc książki autorki w swojej biblioteczce. Nie było jednak ani okazji, ani większej motywacji, by po nie sięgnąć. Teraz to się z pewnością zmieni. Odkryłam bowiem w tej historii kawałek siebie, kawałek historii Cypru i kawałek ludzkiego dramatu, z którym wielu z nas boryka się po dziś dzień. Odkryłam wartość powieści pisanej wielogłosem. Zwróciłam uwagę na to co ukryte. Odnalazłam nowy jej sens. Przyznaję, to było ryzykowne - oddać głos Fidze. Kuszące była też opcja przeskoczenia jej monologu. Szybko jednak zrezygnowałam z tego niefortunnego pomysłu, bo to co do powiedzenia miało drzewo było nie tylko szalenie istotne dla tej historii, co stanowiło też niepowtarzalną wartość moralną i historyczną.

Elif Shafak stworzyła w moim odczuciu nie tylko opowieść o ludziach, o miłości i tożsamości, ale też naznaczyła ją smutną i brutalną historią, która była efektem inwazji tureckiej na Cypr. Jest tym samym historycznym drogowskazem. Hybrydową publikacją łączącą w sobie prawdę i mit.  Literacką fikcję z rzeczywistością obdzierającą narody z życia. Mądrą i naznaczoną morałami historią nie tylko ludzką. Niepozbawione jest też elementów kultury i języka. Swoistych wierzeń i zabobonów. Po prostu jest piękna w całej swej okazałości. 


WYDAWNICTWO POZNAŃSKIE

Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"KSIĘGA BEZIMIENNEJ AKUSZERKI" - Meg Elison

"SEMIRAMIDA" Ewa Kasala