
Wszystko zaś zaczyna się od zniknięcia byłej dziewczyny Szymona i utraty pracy. Żadna z tych rzeczy nie wywołuje w nim jednak burzliwych emocji. Młody copywriter szybko dostaje nową, ciekawą propozycję, dziewczyna zaś okazała się pomyłką, więc wracać do tej historii i rozpamiętywać jej nie ma zamiaru. Tym bardziej że nie ona pierwsza swym zaginięciem przykuwa uwagę mediów.
Dla czytelników portali informacyjnych i telewidzów Jola Kaczmarek jest już tylko anegdotą, przedmiotem sporów i polemik w komentarzach. Człowiek zredukowany do treści newsa. Tyle z nas zostanie, przy śmiałym założeniu, że zgon w ogóle kogokolwiek zainteresuje. Bardziej prawdopodobne, że nasze zniknięcie okaże się dla świata równie istotne, jak cichy lot liścia z drzewa.
Niestety nie jest to takie
proste. Przeszłość, która łączy go z ofiarą, zaczyna być jego
przekleństwem. Nowa praca z czasem staje się nie tyle zagadką, ile
nieprzewidzianym ciągiem niefortunnych zdarzeń. Szymon zaczyna nieco
gubić się we własnym świecie, a ludzie wokół niego jedynie pogłębiają
rosnący niepokój.
Znikające mejle, znikające zdjęcia. Znikający ludzie.
Coraz
trudniej zrozumieć to, co dzieje się wokół Szymona. Ona sam podobnie
jak czytelnik staje przed intrygą, z której nie łatwo będzie się
wyplątać. Powieść Piotra Rogoży jednocześnie wciąga i przeraża. Niepokoi
i rodzi nadzieję. Pełna jest sprzeczności, w której nie łatwo rozpoznać
prawdę od kłamstwa.
„Niszcz, powiedziała” obrazuje nam tak naprawdę
postać jednego bohatera. Skupia swoją uwagę głównie na Szymonie, którego
mimo to nie sposób poznać. Jego praca jest tematem przewodnim, co
wymagało ode mnie nieco większego zaangażowania w słownictwo branżowe, a
relacje między postaciami są dość specyficzne.
Wielkomiejska powieść z elementami kryminału i thrillera psychologicznego. Powieść, w której akcja nie jest domeną. Mimo to jest w niej zachłanność, która skupia uwagę. Oryginalny styl, którego nie sposób porównać do innych. Przyjemny w odbiorze, aczkolwiek niełatwy. Dosadny, bez cienia sentymentu. Kąsający i z pewnością zostawiający ślady. Pełna metafor pierwszoosobowa narracja, która jest dużym atutem tak skonstruowanej powieści. Krótkie rozdziały i polskie realia to kolejny jej plus.
Samo zakończenie zaś niezwykle zaskakujące, choć mam wrażenie, że i nieco niedopowiedziane. Trochę tak, jakby autor sam pogubił się we własnej koncepcji. Chyba że jego celem był „chaos” i popaprane myśli. Przynajmniej u czytelnika. Dlatego wciąż biję się z myślami co tak naprawdę sadzę o tej książce.
Ciekawa pozycja, której warto chyba poświecić nieco więcej czasu niż tylko na jej przeczytanie.

Wielkomiejska powieść z elementami kryminału i thrillera psychologicznego. Powieść, w której akcja nie jest domeną. Mimo to jest w niej zachłanność, która skupia uwagę. Oryginalny styl, którego nie sposób porównać do innych. Przyjemny w odbiorze, aczkolwiek niełatwy. Dosadny, bez cienia sentymentu. Kąsający i z pewnością zostawiający ślady. Pełna metafor pierwszoosobowa narracja, która jest dużym atutem tak skonstruowanej powieści. Krótkie rozdziały i polskie realia to kolejny jej plus.
Samo zakończenie zaś niezwykle zaskakujące, choć mam wrażenie, że i nieco niedopowiedziane. Trochę tak, jakby autor sam pogubił się we własnej koncepcji. Chyba że jego celem był „chaos” i popaprane myśli. Przynajmniej u czytelnika. Dlatego wciąż biję się z myślami co tak naprawdę sadzę o tej książce.
Ciekawa pozycja, której warto chyba poświecić nieco więcej czasu niż tylko na jej przeczytanie.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Marginesy