"ULICE NOEL" - Richard Paul Ewans


Życie w tej powieści kręci się wokół Elle i jej synka. Samotnej matki, kelnerki pracującej w przydrożnym barze o nazwie Noel Street, wychowującej kolorowe dziecko. I być może nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, iż mamy 1975 rok, a akcja powieści dzieje się w małej górskiej mieścinie, o której zapewne niewielu słyszało. W Mistletoe w Utah. Zimą. Tej właśnie zimy Elle napotyka na swej drodze same wyboje. Czuje się niemal jak Syzyf, który tylko wtacza kamień pod górę. Robi to jednak z wielkim uporem, bo od tego zależy przyszłość jej syna. Pracuje na dwie zmiany, mimo to ledwo wiąże koniec z końcem i ukrywa swój smutek pod maską zmęczenia. 

Nie zawsze jednak tak było. Los zdawał się ukarać ją za miłość. A może to nie los, tylko ludzie, którzy się od niej odwrócili. Za którymi wciąż tęskniła. W tym miejscu wątek dotyka tematu rasizmu i tego jak bardzo różnimy się w swoich poglądach. Jak różną dysponujemy wiedzą, wartościami i w czym upatrujemy człowieczeństwa. Nie wszyscy bowiem w środowisku Elle akceptowali czarnoskórych, co było dla niej wyjątkowo bolesne. Ona tymczasem swoje serce oddała jednemu z nich. On zaś swoje życie oddała krajowi. Ten fakt dla wielu nie miała jednak najmniejszego znaczenia, co boleśnie ją kłuło. Byli na szczęście też i tacy, który rozumieli więcej i wspierali w tej walce młodą kobietę. 

Jednym z nich był William. Nowo przybyły do miasteczka mężczyzna, który wywołał w nim spore poruszenie. Schował się bowiem pod samochód. Jak zwierzę wylęknione hałasu. Potem okazało się, że był jeńcem wojennym. Siedział w więzieniu w Hanoi. Wówczas pomocną dłoń wyciągnęła do niego właśnie Elle. Nie pozostał jej dłużny. Wzajemna pomoc, wsparcie i zrozumienie zbliżyło ich do siebie. Z każdym dniem stawali się sobie coraz bliżsi. Jedno ze słów wypowiedziane jednak w chwili słabości przez Williama wzbudziły  wątpliwości co do jego prawdziwych intencji i faktu, dla którego znalazł się tuż obok Elle. 

Historia Elle jest czymś co powoduje, że dostrzegamy światełko w najciemniejszym tunelu. Że chcemy patrzeć z wiarą i nadzieją na kolejny dzień swego życia. Że trudy i zmagania, które serwuje nam los mogą mieć więcej twarzy niż nam się to wydaje. Jest tym samym historią, która budzi wściekłość, ale i  wzrusza. Złość na ludzi i ich ograniczenia. Wzrusza za to ciepłem i uczuciem prawdziwej miłości. Siłą przebaczenia i tęsknoty.

"Mamo, będziemy kiedyś mieć kolorową telewizję? - zapytał Dylan, kiedy kładłam go do snu.

- Byłoby miło - odparłam jak zawsze, kiedy pytanie dotyczyło czegoś, na co nie było mnie stać.

- wszyscy mają kolorową telewizję.

- Nie wszyscy. Niektórzy nie mają nawet telewizorów. Patrzył na mnie zdumiony.

- To co oni oglądają?

Pocałowałam go w czubek głowy.

- Życie. 

Atrakcyjnym elementem powieści "Ulica Noel" są też cytaty z pamiętnika Elle. Krótkie teksty rozpoczynające każdy kolejny jej rozdział. Stanowią albo zapowiedzieć tego co za chwilę nastąpi w treści, albo są słowami pełnymi refleksji. Ulotną myślą bohaterki, faktem, pytaniem. Czymś co w pewien sposób podsumowuje tę historię. Kondensuje jej treść w trzydziestu trzech zdaniach, by w rezultacie stwierdzić: "Że za miłość płaci się ryzykiem jej utraty. Ale miłość jest warta tego ryzyka. Bo ostatecznie co innego się liczy na tym świecie?"

Richard Paul Evans po raz kolejny w niezwykle urokliwy sposób pisze o ludzkich losach i miłości. Tworzy ciepłą i nostalgiczną opowieść dla pokrzepienia serc. W dobrym tonie i smaku pisze o rzeczach wielkich. Nic dziwnego, że pokochało go tyle czytelniczek na całym świecie. 

 

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu ZNAK Litera Nova



Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien