"BAL SZALONYCH KOBIET" - Victoria Mas

 Wzrusza, fascynuje i oburza jednocześnie! 

"Bal szalonych kobiet" Victorii Mas to bez wątpienia porywająca literacka podróż do czasów dziewiętnastowiecznego Paryża. Czasów jakże niebezpiecznych dla kobiet. Niewiele bowiem było potrzeba by jedną z nas uznać za obłąkaną, szaloną i niezdolną do samodzielnego życia. Wystarczyło złamać przyjęte konwenanse. Naruszyć porządek społeczny. Myśleć inaczej. Widzieć więcej. Doznać traumy cierpienia. Podpaść mężczyźnie, a to oznaczało, że niemal każdą kobietę można było uznać wówczas za obłąkaną. 

Jedną z nich stała się najpierw w oczach własnej rodziny, a potem reszty świata Eugenie, która ani myśli wieść życia podobnego do jej matki. Życia bez ambicji i pasji. Podporządkowanego mężczyznom i ograniczonego do mieszczańskich murów. Życia bez widoków na siebie samą, pozbawionego wyższego celu. Jej największa zaletą staje się tym samym jej największą wadą. Problem stanowi jednak zupełnie coś innego. To dar, którym obdarzyła ją natura. Moc ukrywana od dawna, z której pewnego dnia zwierzyła się jedynej jak się jej wydawało godnej zaufania osobie. Ta jednak ją zdradziła, a potem reszta rodziny. 

Tak też trafiła do szpitala psychiatrycznego Salpêtrière, który ma bujną historię.  Pierwotnie był bowiem fabryką prochu, przytułkiem dla ubogich i więzieniem dla przestępców, prostytutek - niepełnosprawnych psychicznie. W latach 1848–1893 w szpitalu praktykował natomiast sam Jean-Martin Charcot. Ta autentyczna postać i zarazem jeden z bohaterów powieści, którego fragment historii autorka przeniosła do naszej świadomości. To on bowiem sięgając do najgłębszych warstw jestestwa, bada przypadki kobiet odrzuconych przez rodzinę i społeczeństwo, zyskując jednocześnie wielką sławę wywołując publicznie napady histerii u kobiet. Czytając jednak powieść miałam wiele wątpliwości co do rzeczywistych pobudek doktora. W wątpliwość można było poddać zarówno jego metody leczenia jak i kierunek jego działam. Stąd też "Bal szalonych kobiet". 

Bal, który nie jest taki sam dla wszystkich. "Są na nim młode kobiety, które zgrabnie wykonują tańce wyuczone w ostatnich tygodniach; z drugiej - są widzowie, którzy je oklaskują, całkowicie zanurzeni w widowisku niczym kamienie w wodzie". To kawałek śmietanki Paryża, który przybywa na ten bal, a raczej maskaradę, by popatrzeć sobie na ułomne stworzenia, by potem tygodniami rozmawiając o wariatkach, obejrzawszy je sobie z bliska. Nie to jednak wydaje się najgorsze w losie tych kobiet, lecz fakt, że znalazły się tam za sprawą najbliższych im osób. Mężczyzn noszących to samo nazwisko co one. A wiadomo, że w 1885 roku kobieta bez ojca, bez męża przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. 

Eugenie nie zamierza się jednak poddać. W szpitalu poznaje nie tylko drugą stronę życia stolicy, ale i Genevieve - oddziałową pielęgniarek, która w wyniku wielu nowych doświadczeń postanawia pomóc młodziutkiej panience. Bal kostiumowy odegra tu wielką rolę podobnie jak i dar dziewczyny zdolnej widzieć więcej od przeciętnego człowieka. By to się jednak udało obie muszą sobie zaufać, a jedna z nich uwierzyć w to co i dla niej dotąd było niedorzeczne. Zwłaszcza dla kobiety wychowanej w duchu racjonalizmu kartezjańskiego i logiki naukowej. 

Swoistym bohaterem powieści wydaje się być też sam Szpital. Miejsce chronione od miejskiego zgiełku, niepokoju dnia codziennego i wszelkich zagrożeń miasta. Dla niektórych jest wręcz miejscem komfortowym. Domem szczęśliwości. Oazą spokoju. Azylem, którego nie chce się opuszczać. Z drugiej strony jest jednak murem oddzielającym pacjentów od swobody i życia. Miejscem pełnym ograniczeń i bez perspektyw. Jest też miejscem, który wydaje się ożywać tylko raz w roku. Tu po raz kolejny w czytelniku mogą zrodzić się wątpliwości. Dylematy i refleksje. Tematy do zaciekłych rozmów i próba zrozumienia, choćby po części każdej ze stron. 

"Bal szalonych kobiet" Victorii Mas to jedna z najlepszych książek tego roku, które miałam przyjemność przeczytać. Debiut literacki za który autorka otrzymała m.in. Prix Premiere Plume. Debiut, który doczekał się też ekranizacji, co wcale nie dziwi. Powieść ta ma bowiem potencjał na zagoszczenie się w wielu gatunkach literackich. Sięgając zarówno po powieść historyczną, dreszczowiec czy powieść obyczajową z elementami, których nie powstydziłby się najlepszy kryminał. "Bal szalonych kobiet" spętany jest bowiem klimatem dziewiętnastowiecznego Paryża, spirytyzmu, medycyny i licznych przekonań drzemiących w feminizmie. Jest historią licznych przemian i przyjaźni rodzącej się u progu cierpienia. Fenomenalnie napisaną historią kobiet oddających ich los u schyłku wieku, która trzyma w napięciu do samego końca. Wzrusza, fascynuje i oburza jednocześnie. 


Za egzemplarz książki dziękuję

WYDAWNICTWU MOVA




Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien