Nie pierwsza i nie ostatnia jest to powieść Wojciecha Wójcika w moim dorobku
czytelniczym. Wszystkie za to spełniają moje oczekiwania co do gatunku. Co
więcej, zawsze jestem pod ich wrażeniem i sprawiają mi wielką frajdę
czytelniczą. "Krwawe łzy" liczą sobie ciut ponad siedemset stron, ale
cóż to jest w wykonaniu tego autora. Nie sposób się nimi wręcz nasycić. Nie
skuszą się na nią chyba tylko poszukiwacze szybkich akcji. Za to miłośnicy
prawdziwie rasowej zagadki kryminalnej już z pewnością tak.
To co dominuje w twórczości Wojciecha Wójcika to bliskie spotkanie
z bohaterami. Czytelnik ma bowiem okazję poznać ich wszystkich naprawdę dobrze. Zaznajomić się
z ich sposobem bycia, postawami i relacjami jakie ich łączą. Daje to poczucie
prowadzenia niejako swojego własnego śledztwa. Czy nam się ono uda, czy nie to
już sprawa drugorzędna. Choć i tu autor potrafi zaskoczyć. Małymi kroczkami poznajemy zatem meandry zbrodni, których w przypadku "Krwawych łez" jest
całkiem sporo.
Jedno ma miejsce w podgranicznej wsi na Podlasiu. Tam w starej stodole
mieszkańcy Długosielc znajdują ciało ojca Wiktorii - byłej dziewczyny komisarza
Łukasika, któremu przyjdzie zmagać się nie tylko z morderczą zagadką. Jego
doświadczenie zawodowe będzie w tym miejscu na wagę złota. Gorzej, że podejrzanym
jest jego największy wróg. Tymczasem do podobnej zbrodni dochodzi w dzikim
zakątku Bieszczad. Tam ginie komendant straży granicznej. Nie wiedzieć jednak
czemu jego ciało wylądowało po ukraińskiej stronie granicy. Podobnie jak kilka
miesięcy wcześniej ciało ukraińskiego pogranicznika po polskiej stronie. Obaj
zginęli w ten sam sposób. Zadaniem zaś młodej policjantki Agnieszki Jamróz jest
sprowadzenie ciała komendanta do Polski. Tyle tylko, że nic nie idzie tak,
jakby sobie tego wszyscy wokół życzyli, a stosunki na granicy stają się coraz
bardziej napięte. Do tego dochodzą dziwne zachowania mieszkańców Długosielc,
którym towarzyszą akty profanacji o charakterze niemal mistycznym. Do nowych
faktów dokopują się również śledczy z Bieszczad. Obie sprawy nabierają wówczas
tempa i nie sposób się już od nich oderwać, aż do ostatniej strony. Od tak
misternie utkanej kryminalnej intrygi nie ma odwrotu.
Czymże zatem jest to siedemset stron powieści? Zwłaszcza w takim wydaniu? Bez wątpienia
kawałkiem fenomenalnej literatury kryminalnej. Wbrew pozorom wcale nie
przegadanej (jak to nieraz bywa) ani infantylnej. W niej nie ma zbędnej treści.
Wszystko ma swój sens i tworzy logiczną całość. Tak perfekcyjnie utkanej fabuły
można tylko pozazdrościć. Nie wiem, jak autor to robi, ale sztuką wydaje się,
być też utrzymanie stałej uwagi czytelnika. Takie zaangażowanie go w treść by
ani na chwile nie miał dość, a jego ciekawość wzrastała z każda przeczytaną
partią powieści. Drobiazgowość jest w tym przypadku wielkim atutem i niemal
gotowym scenariuszem do filmu - aż dziw, że żaden dotąd nie powstał. Jest też
swoistym wyzwaniem dla czytelnika - detektywistyczną zabawą. A to uwielbiam w
powieściach kryminalnych najbardziej.
Perfekcyjna, soczysta i misterna powieść kryminalna jakiej było mi trzeba. A
bohaterowie? Mam nadzieję, że to nie było ostatnie spotkanie z komisarzem
Pawłem Łukasikiem i młodą policjantką Agnieszką Jamróz, których nigdy nie wiadomo,
gdzie poniesie los.
Idealna powieść na zaczytanie się. :)
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu ZYSK