Ciekaw co nasze babcie, prababcie powiedziałyby, patrząc na współczesny świat i to co się z nim dzieje? Zapytajcie je, jeśli macie jeszcze okazję. Porozmawiajcie z nimi.
Świat
Macieja Lasoty w "Bezczłowieczu" jest tak bardzo rzeczywisty, że aż
boli. Nie przejdzie więc i bez echa, choć jednym się pewnie uprzykrzy a innym
da do wiwatu. Wielu czytelników zmusi też do głębokiej refleksji i przypomni o
istotnych wartościach, które są często wypaczane. Skąd taki rozdźwięk?
Najprawdopodobniej jest to wynik samej fabuły. Czytelnik nie ma bowiem co
liczyć na zajmująca akcję powieści. Serię przygód z udziałem bohaterów, czy
zawrotne jej tempo, które wciąga niczym w wir swojej opowieści. Nie o to jednak
chodzi w tej historii. Tak przynajmniej mniemam i tak zdaje się zapowiadać
zapowiedź książki, blurb, który znajdziecie na jej okładce. Ci jednak, którzy
tego nie dostrzegli często uznają ją za nudną, pozbawioną polotu, nijaką.
Rozumiem to, ale się z tym nie zgadzam. Mnie bowiem historia Maćka i Marty
ujęła podwójnie. Na tyle by z tą historią wyjść dalej. Oddać ja w ręce
kolejnych czytelników i przedyskutować wiele spraw, które pojawiły się w jej
treści. Pochylić się nad nimi by w konsekwencji nie pozwolić im stać się
ulotnymi. Ujmuje mnie w nie również forma i finalna postać, w której została
wydana. Jej miligramowość i okładka, zdająca się mówić tyle ile czytelnik chce
z niej wynieść.
Sama
zaś powieść "Bezczłowiecze" (licząca niewiele ponad sto stron) mówi
nam, wręcz krzyczy o sprawach wielu. A robi to w sposób bardzo subtelny i
szczególny. Relacjonując historię młodego mężczyzny i młodej kobiety, którzy
jako nieliczni spośród wielu nie chcieli umrzeć za życia. Maćka postrzegano
więc jako dinozaura. Skamielinę, za to z rozległą wiedzą, który zupełnie nie
idzie w parze z współczesnością i towarzysząca jej technologią. Miał on
zupełnie inny sposób widzenia świata. Zajmował się bowiem "słowem".
Słowem, które zaczynało przybierać powoli formę archaizmu. Zastępowały je
często znaki, emotikonki, a zdania złożone budowane z ich pomocą odchodziły do
lamusa. Maciek nie godził się z tym. Był więc dziwakiem. Szaleńcem, którego do
frustracji doprowadzały wszechogarniający hałas wydobywający się z tabletów i
komórek, i odgłos palców stukających w ekrany. Nikt ze sobą nie rozmawiał.
"Słowa stały się zbędne i niechciane, gdyż z biegiem lat ludzki wokabularz
zawężano i zawężano, aż pozostały w nim tylko słowa skrajne". Cyberświat
zmienił wszystko. Nastąpił zmierzch słowa. W jego rozumowaniu słowa stały się
niczym landrynki. Jedni się nimi rozkoszowali, innym stawały one w gardle. Taki
właśnie był jego świat. Czym różni się od naszego?
Marta
musiała jednak doznać wielkie straty, by na nowo odkryć życie. To, które dotąd
wiodła nie wypuszczając komórki z ręki okazało się bowiem farsą nie życiem.
Szybko przekonała się bowiem o wartościach wirtualnego świata i rządzących nią
prawach. A tracąc wszystko, odzyskała siebie. Wpadła jednak w kierat, który
była dla niej kawałkiem stałego i bezpiecznego lądu na wzburzonym morzu emocji.
Dzięki temu odkryła nowe (stare) wartości. Mogła pozwolić sobie wreszcie na
puszczenie wodzy fantazji, zrobienie czegoś od zera i uczucie nieopisanej
radości, kiedy palce bolały ją od pracy. W jej marzeniach zrodziła się jeszcze
tylko jedna myśl. Pragnienie by z kim porozmawiać. Tak po ludzku. Tylko jak to
zrobić? Jak znaleźć kogoś, kto będzie chciał i miała odwagę to zrobić. Dziwnie
to brzmi, ale dziwnym nie jest. Rozmowa bowiem, to jedna z najtrudniejszych
rzeczy. (Nie mylić jej z dyskusją.) To niemal sztuka. Tu rodzi się też wiele
refleksji i zadumy nad sensem naszego życia.
Autor
w sposób szczególny bowiem oddaje historię bohaterów spragnionych prawdy o
życiu, relacjach i tego co uznaje się we współczesnym świecie za normalne, a
takim wcale nie musi być. Neguje pogoń za sensacją, tematami, sławą, poklaskami
i rozgłosem. Te bowiem nic nie wnoszą dla ludzkości, choć i nie o niej tu mowa,
a o zwykłym człowieku. O tym kim on jest. Dla siebie samego i dla innych. Czy
zna swoją wartość? Wie czego chce? I dokąd zmierza?
"Bezczłowiecze"
nie jest jednak typowym moralitetem. Jest raczej rozrachunkiem z
rzeczywistością i próbą spojrzenia na siebie samego z perspektywy bohatera.
Krzykiem, który ma nas obudzić, otrząsnąć z amoku świata wirtualnego by dać
szansę na odrodzenie się człowieczeństwa. Sam utwór jest zaś formą sztuki
słowa, która ujmuje stylistyką. Którą co strona chce się cytować, patrząc na
rzeczy zwykłe w niezwykły sposób. I te słowa: interlokutor, wokabularz,
efemeryda, konstatacja, tygiel, pigalak...
UJMUJĄCA
HISTORIA dla każdego, kto kocha ludzi i książki. Dla każdego, komu bliskie jest "słowo".
Na
koniec nie wypada nie wspomnieć o autorze "Bezczłowiecza". O kimś, wokół kogo krążą pogłoski o byciu polskim Paolo Coelho. Autorze dotąd mało
znanym, który ma jednak szansę wybić się na polskim rynku czytelniczym. tego
bowiem dziś potrzebujemy. Lustra własnej próżności, głosu prawdy i sumienia.
Pięknego słowa, które chwyta za serce.
Może
jestem niepoprawna, ale to szczęście trafić na taką publikację. A była wzięta z
przypadku.
Książka pozyskana dzięki współpracy ze SZTUKATER.PL