"Dwie lewe ręce" - Olga Rudnicka


Ludzie się zmieniają, ale nie Olga Rudnicka. Nie jej pióro i powieści kryminalne, które są w stanie zaskarbić sobie rzeszę wiernych fanów. Zarówno tych lubiących się w nurcie powieści obyczajowych jak i tych szukających zajmującej zagadki detektywistycznych. Dobrego humoru i lekkiego pióra. Poważnie patrzących na rzeczywistość, jak i tych, co nie stronią od ironii, zdolnej rozśmieszyć do łez.  

Sięgając po "Dwie lewe ręce" byłam pełna obaw, choć powieści autorki były mi dobrze znane. Minęło jednak sporo czasu, odkąd ostatni raz miałam z nimi kontakt. Serię z "Natalii" wspominałam jednak z sentymentem. Postanowiłam wiec dać jej szansę. Dziś uważam, że był to idealny wybór. Nie dość, że świetnie się bawiłam czytając o zmaganiach detektyw Matyldy to jeszcze powieść wciągnęła mnie tak bardzo, iż połknęłam ją na jeden raz. Nie zmrużywszy nawet oka. Ta powieść przywróciła mi czytelniczy zapał, którego nieco mi ostatnio brakowało. 

Polubiłam też przewrotną panią detektyw, po której należy spodziewać się niemal wszystkiego. Ta kobieta jest po prostu nieobliczalna, za to skuteczna jak diabli. A tytułowe dwie lewe ręce to z pewnością nie do niej należą, a raczej do jej męża, bez którego ta cała komedia nie miałoby racji bytu. Nic bowiem nie bawiło mnie tak bardzo jak rozmowy między małżonkami. Matylda nie jest też typową panią detektyw. Nie taką z jaką utożsamia się zazwyczaj postać wykonującą ten zawód. Ta jest naprawdę zakręcona. Działa spontanicznie. Dużo papla i robi zadziorne miny. Nietrudno zobaczyć w niej wariatkę. Ta cecha jej jednak sprzyja. Ma swój styl i urok osobisty. Nie da się jej nie lubić. To babka z jajami, która żadnej pracy się nie boi w przeciwieństwie do jej życiowego partnera, który już dawno stracił kontakt z rzeczywistością i mimo majowej pogody wciąż chodzi w ocieplanych, zimowych butach. 

Jeśli zaś chodzi o główny wątek powieści to zmagania Matyldy kręcą się wokół byłego męża jej dawnej szefowej. To właśnie Salomea Gwint zleciła jej to zadanie. Na pozór bardzo proste. Wyśledzić jej męża, z który kontakt straciła lata temu. Sprawa tylko na pozór wydaje się prosta. Matylda podejrzewa jednak, że to tylko przykrywka, a jej byłej szefowej nie można ufać. Rachunki jednak same się nie zapłacą. Przyjmuje zlecenie i pakuje się w skomplikowaną zagadkę pełną niebezpieczeństw. W Cichej Wólce, gdzie trafia czekają na nią nie lada wyzwania. Udaje kuracjuszkę by szwędać się po wsi w dzień i w nocy. Z lornetką i sprzętem nasłuchowym. Ale i na to miała wytłumaczenie. Bo kto jak kto, ale Matylda umiała zmyślać na poczekaniu. Wiedziała też już, że coś tu nie gra na sto procent. Salomea zbyt plątała się w swoich zeznaniach, a to zadanie było zbyt prozaiczne by mogło być prawdziwe. Matylda nie zamierza jednak odpuścić. Gra do samego końca. Tymczasem Salome jest coraz bardziej przerażona własnym pomysłem. Odwrotu jednak już nie ma. 

"Dwie lewe ręce" to jedna z tych książek, które się połyka. A lekki i swobodny styl autorki sprawia, że czyta się ją nie tyle płynnie, co wręcz z nurtem własnych myśli. Może okazać się również idealną rozrywką dla tych bardziej zabieganych i zapracowanych, którzy tylko kradną chwile z książką. Tu jest jednak istnieje ryzyko pułapki, bo ta chwila może zamienić się czytelniczą sesję. Tak było w moim przypadku, więc wiem co mówię. Ta książka porywa. ;) 

Za egzemplarz książki dziękuję

Wydawnictwu PRÓSZYŃSKI i S-KA


Książka dostępna : na empik.com


Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien