"Cukier na duszy" _ Marcin Grzelak

 



Po lekturze „Pułapki na anioły” czytelnikowi, który sięgnie po kolejną powieść Marcina Grzelaka może wydawać się, że wie z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Tymczasem autor nie tylko spełni te oczekiwania, serwując kolejną historię pełną bólu i emocji, ale i zaskoczy. Zaskoczy tak bardzo, że „Cukier na duszy” będzie miało się ochotę czytać na nowo albo bezpowrotnie porzucić. 

Bo czymże jest jeden człowiek w machinie takich jak on trybików. W machinie, w której wszystko może się popsuć w jednej chwili, zmieniając jego kolej życia. Rzucając go na nieznane pola bytu. Gdzie tacy jak on wciąż poszukują swojego „ja”. Gdzie w deficycie jest: miłość, zaufanie, wspólnota i wspomniany „cukier na duszy”.  

Bohaterem „Cukru na duszy” jest Stefan. Choć nie on tylko. Zostańmy jednak przy tej postaci. Przy młodym mężczyźnie, który doświadcza swego życia na przestrzeni lat dziewięćdziesiątych.  Chłopca pełnego marzeń, który pragnął leczyć ludzkie umysły i dusze. Trafił jednak na pedagogikę, której zresztą i tak nie skończył. Jego losem zawirował łatwy pieniądz i biały proszek. Żył ukradkiem. Z dnia na dzień. Z dala od domu. Domu, który stał się niemym bohaterem drugiego planu,  choć z równie mocnym wydźwiękiem. A że Stefan musiał coś robić, to robił. Udawał innych. Ludzi, których komuś zabrakło. Szwagra, wnuka, męża, przyjaciela… Jego rolą było odgonić samotność. Dać wynajmującemu go człowiekowi namiastkę rodziny, ciepła, obecności. Czasem czegoś więcej. Tak sobie żył Stefan i udawał. A może wcale nie?  Nie był w końcu aktorem i nie potrafił okiełznać towarzyszących mu emocji. Jego głód zaś bycia potrzebnym, robienia czegoś co ma sens, był cichym wołaniem o pomoc. Skutkiem awarii machiny życia, którą kiedyś ktoś zepsuł. Stąd w „Cukrze na duszy” tyle drażniących uczuć. Cieknącego bólu i tęsknoty, spomiędzy których od czasu do czasu autor mruga do czytelnika słowem otuchy. Uwalnia subtelną dozę humoru, pozwalając złapać dystans.

„Cukier na duszy” to dla mnie książka niecodzienna. Powieść, która nie idzie utartą ścieżką współczesnej prozy. Z nią łączy ją głównie smutek i szlachetność słowa. Poza tym jest nieoczywista. Momentami dziwna, ale i szalenie intrygująca. Wabi, uzależnia. Pozwala niczym cytryna wycisnąć z siebie, tyle tylko soku, ile czytelnik chce go mieć.  Odkryć tylko sobie znane karty. Dla jednych będą to karty samotności, które niemal prowadzą do obłędu. Dla innych karty zapomnienia, które dają szanse na przetrwanie kolejnego dnia. Jeszcze inni być może dostrzegą w niej prawdę, która uwalnia od nałogu cierpienia , ale będą też i tacy, którzy na nowo doświadczą trudnej drogi dojrzewania. Nietrafionych wyborów i ich konsekwencji.  Błędów codzienności. Dostrzegą winę bez kary i naiwność losu, albo zrobią w jej obliczu coś jeszcze…

Niech więc „Cukier na duszy” nikogo nie dziwi, bo to powieść, która jednych wzruszy, innych zasmuci. Czasem zaskoczy, zbulwersuje. Odrzuci. Cokolwiek by to jednak nie było, nie pozostawi ona czytelnika bez pamięci o sobie. Jest jak nieskończone puzzle, które nie daje spokoju. A każdy jego kawałek to inna historia. Historia wielu ludzi, będących częścią świata również naszego.

 

LIRA

Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien