Poznajcie
trzy odważne i niezwykłe kobiety. Kobiety, które nie bały się marzyć i wyrażać własnych
opinii. Kobiety, które boleśnie doświadczył los, ale ten sam los dał im też
siłę by mogły i potrafiły o siebie zawalczyć. Kobiety, które razem mogły
więcej, bo ich moc tkwiła nie tylko w ich sercach i umysłach, ale i wspólnocie.
Karolina Swędowicz jest córką znanego
adwokata posiadającego własną kancelarię, z usług której korzystają zamożni
przedsiębiorcy. Jej ojciec nie jest jednak pozbawiony wad. Ma ich całkiem
sporo, podobnie zresztą jak i jej matka, która swe matczyne uczucia uśpiła
dawno temu. Karolina nie ukrywa swego braku akceptacji zarówno wobec tyranii
ojca jak i postaw matki, która bez skrupułów wpycha ją w macki obleśnego
starucha. A wszystko to dla pieniędzy. Krzywda, której doświadcza Karolina
powoduje jednak, że jej spojrzenie na świat znacznie się zmienia a plany na
przyszłość nabierają pewnego i realnego kształtu. Dziewczyny marzą się bowiem
prawnicze studia. Chce walczyć o prawa kobiet, które nagminnie są wykorzystywane
przez mężczyzn. Pozbawione licznych przywilejów, a nierzadko nawet świadome
krzywdy, która im się dzieje. To wielkie wyzwanie dla młodziutkiej panienki.
Zwłaszcza w tak konserwatywnym kraju, w którym płeć piękna z pokorą wciąż
przyjmuje wszystkie swoja role i jest z nich dumna.
Na szczęście na swej drodze Karolina
spotyka inną kobietę, równie mocno pokrzywdzoną przez los co i ona. Paulina
jest bogatą szlachcianką, której małżeństwo z czarującym Alfredem okazała się
wielką pomyłką. Podróż zaś Pauliny do Francji, gdzie poznała smaki życia
francuskiej bohemy staje się dla niej szansą na nowe odważne i pełne godności
życie. Życie, z którego będzie czerpać spokój i szczęście. To również nie jest
proste. W opozycji bowiem wobec jej postaw i marzeń stoi niemal wszystko.
Prawo, społeczne obyczaje, a i same kobiety. Paulina znajduje jednak oparcie w
rodzicach. Ma też pieniądze, które pozwalają jej godnie żyć, czego nie można
powiedzieć o Lucynie, w tym samym czasie wdaje się w romans z młodym
dziedzicem i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jest córką chłopa
i służącą na dworze w Henrykowie u hrabiny Lepiszewskiej. Bardzo
niesympatycznej osóbki notabene. Naiwnie wierzącą w szczerość uczuć panicza i
jego deklaracje. Rzeczywistość okazuje się jednak zupełnie inna, co sprowadza
na Lucynę fale nieszczęść i opresji z których ratuje ją dwie niezwykłe kobiety.
Tak też splatają się ze sobą losy trzech wspomnianych kobiet, które pokazują
swoją siłę i odwagę niemal na każdym froncie swojego życia. Przeciwstawiają się
mężczyznom i panującym powszechnie w ich kraju konwenansom. Walczą ze
społecznym ostracyzmem i marzą. Marzą z siłą, której można im pozazdrościć. Nie
chcą żyć w cieniu mężczyzn. Bez miłości i szacunku. W poczuciu winy za nie
swoje grzechy. W świecie, w którym matrony chcą im dyktowały, jak mają żyć. Droga
do ich spełnienia jest jednak trudna i wyboista. Dziewczynom nie brakuje jednak
zapału i pomysłowości. Prą do przodu, co też nadaje powieści tempa i pełnej
zmian akcji.
Tak rodzi się historia "Trzech kobiet” Joanny Jax - powieści szczególnej w moim sercu. Ciepłej i czułej. Powieści, w której można odnaleźć znacznie więcej wątków. W której jawi się wiele skrajnych emocji. Gdzie nienawiść miesza się z miłością. Pogarda z tęsknotą, a lęk z nadzieją. To piękna opowieść o dojrzewaniu, o kobiecości zarówno tej zmysłowej jak i cielesnej. Historia miłości w każdej jej osłonie. Rodzicielstwie i ówczesnej obyczajowości. O sile kobiecych marzeń, ich buncie i samotności. Sile kobiecej przyjaźni i skrajnej obłudzie. I niech nikogo nie zraża fakt, że jest to opowieść z historią w tle, sięgającą początku XX wieku, bo prawda o tym co nam w duszy gra – nam kobietom - wciąż jest taka sama, mimo że żyjemy nie w XX a w XXI wieku, bo wciąż obowiązuje nas szereg narzuconych zasad, sztywny "gorset" postaw. Stąd też moja wielka sympatia do utworu, skreślonego pewną ręką mistrzyni kobiecego słowa. Powieści uniwersalnej i ponadczasowej pod wieloma względami, dającej chwile zapomnienia.