"Maleńka" to ty i ja. W "Maleńkiej" jest wszystko to co najlepsze."Maleńka" to życie, to pełne blasków i cieni. "Maleńka" to śmiech i łzy. Ściśnięte ze wzruszenia serca i złość na własne, powtarzalne błędy. "Maleńka" to więcej niż dobra książka."Maleńka" to codzienność spotykana na ulicy. "Maleńka" to marzenia. Odwaga, która wyciąga do nas ręce. "Maleńka" to słowa, które są magią. To prawda o tym, kim jesteśmy. Kim być możemy. "Maleńka" to chwila, której nie warto zmarnować. I tak można by o niej bez końca...
Bo "Maleńka" Anny H. Niemczynow to opowieść bardzo prawdziwa. Żywa i szczera do bólu. Opowieść, w której problemy nie biorą się znikąd. I z wielkim morałem. Które największe cierpienia potrafi przekuć w szansę na lepsze życie. To zresztą jest domeną autorki. Nie poddawać się. Nigdy. We wszystkim widzieć dobro i tym dobrem dzielić się z innymi. Nie wierzycie? Zajrzycie do którejkolwiek jej książki, a sami przekonacie się, jak bardzo potrafią one dotknąć do żywego. Ukoją i postawią na nogi. Dlatego tak bardzo chce się je tulić... I czytać. Od serca i dla lepszego serca.
Wróćmy jednak myślami do "Maleńkiej". Do historii Zosi, która w życiu zawsze miała pod górkę. Jej wspomnienia z rodzinnego domu nie są najlepsze. Pierwszy mąż też okazał się pomyłką. Zosia ma jednak z tego związku córkę, którą kocha ponad wszystko. Potem poznaje Leona, mężczyznę marzeń. Lata wspólnego życia mijają. Szkoda tylko, że nie towarzyszy im szczęście. Ta poskładana z kawałków rodzina nie jest tym, o czym każdy z nich marzył. Zosia wciąż boryka się ze swoimi traumami, które przekłada na wspólne życie u boku męża. Ten z kolei ma dość jej wiecznych uwag i niezadowolenia. Gwoździem do trumny wydaje się, być jednak brak akceptacji przez mężczyznę pasierbicy. W takim układzie ten związek dobrze nie rokuje na przyszłość. Zofia wciąż jednak stara się tłumaczyć narastające między nimi napięcie i tkwi w związku, który wciąż ją rani. Ją i jej córkę.
Nic nowego. Sami pewnie wiele takich historii znacie. Różnie się one kończą. A jak skończy się ta opowieść? Możecie strzelać, ale nie radzę, bo finał tej historii z pewnością was zaskoczy. Tym bardziej że to nie wszystkie z ważnych wydarzeń w życiu bohaterów. Jednym, z nich jest podróż do Stanów Zjednoczonych Zofii i jej córki z okazji jej osiemnastych urodzin. To ich podróż życia, która jak się okaże, zmieni wszystko. To tam bowiem dojrzała już kobieta poczuje, co znaczy być na nowo piękną i zauważoną. Odezwą się w niej pragnienia, a ciało na nowo zazna rozkoszy dotyku. Nie tak łatwo jednak pozbawić Zofię zdrowego rozsądku. Jest uczciwość jest ponad to. Młody kardiolog nie daje jednak za wygraną. Tu też możecie obstawiać. Co zrobi Zofia? Jakie będą tego konsekwencje? Czy w ogóle coś zrobi? Co by się jednak nie działo, nie zawiedziecie się, bo jest napięcie. Jest akcja. Wzruszenie. Śmiech i łzy. I finał tej znajomości, który znów zaskoczy. Sporo tych zaskoczeń. Prawda. Więcej niż w najlepszym kryminale. Emocje też nie mniejsze. A im dalej w przysłowiowy las, tym bardziej szalejemy z niepokoju, czym to się wszystko skończy.
A kończy się... Kolejną lekcją z życia.
"Maleńka" staje się tym samym jedną z najtrudniejszych opowieści, o której przyszło mi wam napisać. Dlaczego? Bo to książka bardzo osobista. Osobista z punktu widzenia samej autorki. wiele w niej bowiem scen z jej prywatnego życia, ale i osobista z punktu widzenia czytelnika. Każdy z nas ma bowiem szansę znaleźć w niej cząstkę siebie. Swoje problemy, bolączki, traumy i nieodgadnione myśli, które dotąd tylko gdzieś krążyły w ukryciu. Trudno się do niej zdystansować. Traktować bez poddawania siebie samego testom. I tak jak wszystkie inne kończą się wielkim "ŁAŁ". Nie pytajcie więc, czy czytać? Czytajcie, płaczcie, śmiejcie się i zmieniajcie na lepsze swoje życie. Czyńcie dobro z pomocą kolejnej od serca napisanej powieści Ani.
Bo "Maleńka" Anny H. Niemczynow to opowieść bardzo prawdziwa. Żywa i szczera do bólu. Opowieść, w której problemy nie biorą się znikąd. I z wielkim morałem. Które największe cierpienia potrafi przekuć w szansę na lepsze życie. To zresztą jest domeną autorki. Nie poddawać się. Nigdy. We wszystkim widzieć dobro i tym dobrem dzielić się z innymi. Nie wierzycie? Zajrzycie do którejkolwiek jej książki, a sami przekonacie się, jak bardzo potrafią one dotknąć do żywego. Ukoją i postawią na nogi. Dlatego tak bardzo chce się je tulić... I czytać. Od serca i dla lepszego serca.
Wróćmy jednak myślami do "Maleńkiej". Do historii Zosi, która w życiu zawsze miała pod górkę. Jej wspomnienia z rodzinnego domu nie są najlepsze. Pierwszy mąż też okazał się pomyłką. Zosia ma jednak z tego związku córkę, którą kocha ponad wszystko. Potem poznaje Leona, mężczyznę marzeń. Lata wspólnego życia mijają. Szkoda tylko, że nie towarzyszy im szczęście. Ta poskładana z kawałków rodzina nie jest tym, o czym każdy z nich marzył. Zosia wciąż boryka się ze swoimi traumami, które przekłada na wspólne życie u boku męża. Ten z kolei ma dość jej wiecznych uwag i niezadowolenia. Gwoździem do trumny wydaje się, być jednak brak akceptacji przez mężczyznę pasierbicy. W takim układzie ten związek dobrze nie rokuje na przyszłość. Zofia wciąż jednak stara się tłumaczyć narastające między nimi napięcie i tkwi w związku, który wciąż ją rani. Ją i jej córkę.
Nic nowego. Sami pewnie wiele takich historii znacie. Różnie się one kończą. A jak skończy się ta opowieść? Możecie strzelać, ale nie radzę, bo finał tej historii z pewnością was zaskoczy. Tym bardziej że to nie wszystkie z ważnych wydarzeń w życiu bohaterów. Jednym, z nich jest podróż do Stanów Zjednoczonych Zofii i jej córki z okazji jej osiemnastych urodzin. To ich podróż życia, która jak się okaże, zmieni wszystko. To tam bowiem dojrzała już kobieta poczuje, co znaczy być na nowo piękną i zauważoną. Odezwą się w niej pragnienia, a ciało na nowo zazna rozkoszy dotyku. Nie tak łatwo jednak pozbawić Zofię zdrowego rozsądku. Jest uczciwość jest ponad to. Młody kardiolog nie daje jednak za wygraną. Tu też możecie obstawiać. Co zrobi Zofia? Jakie będą tego konsekwencje? Czy w ogóle coś zrobi? Co by się jednak nie działo, nie zawiedziecie się, bo jest napięcie. Jest akcja. Wzruszenie. Śmiech i łzy. I finał tej znajomości, który znów zaskoczy. Sporo tych zaskoczeń. Prawda. Więcej niż w najlepszym kryminale. Emocje też nie mniejsze. A im dalej w przysłowiowy las, tym bardziej szalejemy z niepokoju, czym to się wszystko skończy.
A kończy się... Kolejną lekcją z życia.
"Maleńka" staje się tym samym jedną z najtrudniejszych opowieści, o której przyszło mi wam napisać. Dlaczego? Bo to książka bardzo osobista. Osobista z punktu widzenia samej autorki. wiele w niej bowiem scen z jej prywatnego życia, ale i osobista z punktu widzenia czytelnika. Każdy z nas ma bowiem szansę znaleźć w niej cząstkę siebie. Swoje problemy, bolączki, traumy i nieodgadnione myśli, które dotąd tylko gdzieś krążyły w ukryciu. Trudno się do niej zdystansować. Traktować bez poddawania siebie samego testom. I tak jak wszystkie inne kończą się wielkim "ŁAŁ". Nie pytajcie więc, czy czytać? Czytajcie, płaczcie, śmiejcie się i zmieniajcie na lepsze swoje życie. Czyńcie dobro z pomocą kolejnej od serca napisanej powieści Ani.