"Pod słońcem Florydy" Katarzyna Misiołek

 

 Każdy z nas potrzebuje wakacji. Dni wolnych od pracy.  Chwil, w których czas niby stanie w miejscu. Nic nierobienia albo słodkiej rozpusty. Dla mnie jedną z takich chwil było spotkanie z powieścią Katarzyny Misiołek. Przygodę z nią rozpoczęłam o poranku przy aromatycznej kawie, która stawia mnie na nogi każdego dnia. Tego dnia jednak nie zamierzałam zbyt szybko wyskakiwać z ciepłej pościeli. W planach miałam rozkoszować się książką aż do nocy.

Wkrótce potem byłam już na "ty" z Igą, Edytą i Ignacym. Poznałam też Malikę, Cecylię i Sonię - najmłodszą z tej niesfornej rodziny. Za sprawą powieści przeniosłam się też do miejsca, które było mi dotąd zupełnie obce, Do Tarpan Sprind, małego miasteczka na Florydzie, które skrywa mroczne sekrety. Nie one jednak trzymały mnie kurczowo przez cały dzień przy jej boku. Tym czymś był skrywany od dawna związek dwójki bohaterów, którzy w tajemnicy przed rodziną oddają się miłosnym igraszkom. Cóż to są za igraszki. To dziki i namiętny seks, którzy odbiera im sprawność myślenia, czego konsekwencje mogą być straszne. W końcu trudno wróżyć szczęśliwe zakończenie pasierbowi i macosze. 

Nie oni jedyni jednak borykają się z sercowymi rozterkami. Ma je niemal każdy z bohaterów powieści. I nie ważne, ile ma lat. To uczucie potrafi dopaść każdego. Do tego dochodzą problemy wychowawcze i te związane z poczuciem bezpieczeństwa. Problemy ze zdrowiem i z różnicą charakterów. Powieść łączy zatem w sobie wszystko to co towarzyszy rodzinnemu życiu. Niezależnie od miejsca, gdzie się mieszka to wciąż te same emocje. Zmienia się tylko klimat i sceneria za oknem. Ale dlaczego autorka przeniosła akcję powieści akurat tam, na Florydę? To mnie intryguje... Zwłaszcza, że nie jest to powieść wakacyjna.

Podobnie intryguje też związek starszego mężczyzny z młodą kobietą. Młodszą nawet od jego dzieci i to się za tym związkiem kryje. A kryje się wiele. Począwszy do różnicy pokoleń, po rasę, kulturę i to co w ich duszy gra.  Katarzyna Misiołek nie stroni w swojej powieści również od prezentacji zachowań rasistowskich, których jedna z bohaterek doświadcza na własnej skórze, a potem sama poddaje się stereotypowym zachowaniem, co w pewien sposób daje do myślenia i nakręca spiralę wzajemnej niechęci. 

Nie dane nam będzie jednak poznać zakończenia tej historii ani tego jak ukształtują się losy każdego z bohaterów powieści, w tym burzliwego romansu. Dlaczego? Bo to dopiero tom pierwszy tej skomplikowanej rodzinnej historii. Wątki zawarte w powieści na tyle mnie jednak zaintrygowały, że z przyjemnością sięgnę po jej kontynuację. Dla zabawy, dla rozrywki i niezobowiązującego leniuchowania. Bo każdej z nas się to należy. Odrobina rozpusty. Tej czytelniczej również. 

Ale tak dla ścisłości i porządku. „Pod słońcem Florydy” nie jest powieścią, którą gotowa jestem wznieść na piedestał. Owszem, to lekka, kobieca i całkiem przyjemna proza. Taka bajka dla dużych dziewczynek. Bez uniesień, silnych wzruszeń czy łez. Trudno mówić wobec niej o jakiejś większej refleksji. Chcieć przytulić ją do serca. Poczuć silną więź. Mimo to jest ok. ;)


FLOW

 

Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"KSIĘGA BEZIMIENNEJ AKUSZERKI" - Meg Elison

"SEMIRAMIDA" Ewa Kasala