"Księga tęsknot" - Sue Monk Kidd


 "Och, jakże byliśmy podobni, on i ja - oboje zbuntowani i zuchwali, oboje odrzucani; nękani przez pasje, które domagały się uzewnętrznienia". Myślała o sobie i Jezusie Ana, których małżeństwo nie było jak inne. Ona nazywała go Ukochanym. On ją Małym Grzmotem. Oboje pełni tęsknot i marzeń, którym nie było po drodze z wytyczonymi społecznie ścieżkami. On bowiem wciąż słyszał w niej grzmoty, a ona w nim dudnienie nieustającej pogoni za Bogiem, czego nie dało się ignorować. 

Ona chciała spisywać historie by ocalić je przed zapomnieniem. Być głosem, układaczką zdań, kolekcjonerką zapomnianych historii i wytwórczynią atramentów. Co dla młodej Żydówki z zamożnej rodziny, której losem zarządzają wyłącznie mężczyźni nie będzie łatwe. Zakazy i nakazy to jedyne na co może liczyć ze strony swego ojca. I rychły ślub nawet bez jej przyzwolenia. Przychylna jest jej tylko ciotka Yaltha, która pomaga dziewczynie w ucieczce i towarzyszy jej potem przez długie lata. Tak też zaczyna się długa i wyczerpująca historia Any. Historia, która momentami zapiera dech w piersiach.

"Księga tęsknot" Sue Monk Kidd to z pewnością historia niecodzienna. Historia przepełniona marzeniami i tęsknotą za życiem jakiego pragnie i serce i dusza. Historia tak bardzo kobieca, iż postać Jezusa wydaje się być w niej zaledwie przypadkowa. Napisana z rozmachem i nieszablonowa. Książka, która z pewnością zainteresuje rzesze kobiet, żądnych prawdziwej przygody w pięknym wydaniu. Nie opuszczą jej też z pewnością fani autorki, której "Sekretne życie pszczół" zachwyciło czytelników, choć mnie jak dotąd najbardziej podobały się "Czarne skrzydła". Czy "Księga tęsknot" znajdzie się na szczycie tej listy? Niestety nie. Choć wiele ma zalet. Rada jestem jednak z jej poznania. Może bowiem stać się ona inspiracją do zajrzenie w głąb siebie. Książką, która utrwali obraz kobiety w pierwszych latach naszej ery. Podróżą po nieznanym padole łez i cierpienia. 

Szacunek jakim zaś darzę autorkę, i mimo wszystko jej ostatnią powieść każe mi namawiać Was do zajrzenia do niej. Rozsmakowania się w jej prozie. W tłumaczeniu Łukasza Małeckiego prostej i zajmującej (choć nie od pierwszej strony). Prozie niezwykle klimatycznej. Jedyne co odciąga moją uwagę od powieści, to jej szata graficzna. Jeśli wam się podoba - ok. Mnie niestety nie przekonałaby do siebie, gdyby nie widniało na niej nazwisko Sue Monk Kidd. 

W obliczu tej jakże i innych książek autorki dopada mnie też dziwne uczucie. Myśl, że kiedyś jeszcze do nich powrócę. 


Za książkę dziękuję Wydawnictwu Literackiemu
Moja ocena 6-7/10