"Dziecięcy kram" - Daniel Radziejewski.
Tam też autor przenosi akcję swojej powieści, co było dla mnie pewnym
zaskoczeniem. Niewiele bowiem znam utworów polskiego pochodzenia, które
rozgrywają się poza granicami naszego kraju (przynajmniej w
całości). Mamy więc okazję za sprawą tej oto historii nie tylko
poznać kolejny dobry kawałek prozy co również przenieść się do malowniczego Sao
Paulo - największego miasta Ameryki Południowej.
Tam też poznajemy Klarę Silvę. Początkowo jako dziesięcioletnią
dziewczynkę, potem dorastającą kobietę i w rezultacie matkę Viktora.
Dzieciństwo i lata dorastania Klary to niewielka część całości, jednak bardzo
istotna dla pełnego odbioru powieści. To wówczas bowiem Klara dowiaduje się o
swoim darze lub przekleństwie dziedziczonym z pokolenia na pokolenie. Widzi
zjawy, tak samo jak niegdyś jej babka i matka. Nie dane jej było jednak poznać
wszystkich sekretów tej przypadłości. Zbyt szybko straciła matkę jak i ojca.
Jedno z nich zmarło. Po drugim zaginął wszelki ślad. Potem trafiła do domu
dziecka i tam tylko egzystowała z dnia na dzień. Miejsce to nie pozwoliło jej
wykształcić w sobie więzi międzyludzkich, ani nie nauczyło kochać Czuła się
przez to spóźniona wobec swoich rówieśników niemal w każdej sferze życia, a
wszystkie późniejsze jej związki kończyły się porażką. Efektem jednego z nich
był Victor, którego Klara kochała ponad życie. Instynkt matki okazała się w tym
przypadku silniejszy od rodzinnej tragedii, która dawno temu zmieniła jej
życie i sprawiła, że każdy kolejny dzień był dla niej walką o przetrwanie.
I tu zaczyna się jakby całe sedno powieści. To walka Klary o przetrwanie. O
każdy dzień. Walka o lepszy byt dla siebie i synka. Podróż drogą rozpaczy,
która wiedzie ich w coraz mroczniejsze zakątki zła. Klara nie przestaje
jednocześnie w poszukiwaniach ojca. W swojej podróży trafia w końcu do
sklepu z odzieżą zwanego „dziecięcym kramem”, którego właścicielem jest niejaki
Alonso Bastos, człowiek który chwile wcześniej uratował ją przed ulicznymi
oprychami i dał schronienie. Nie robi tego jednak bezinteresownie. Ma w tym
swój chytry plan. W tym samym czasie do Klary wracają wizje sprzed lat. Ma je
również jej synek. Oboje widzą zmarłych. Czego chcą? Dlaczego tu i teraz? Niespokojne
dotąd życie Klary zaczyna nabiera jeszcze ciemniejszych barw, a droga do prawdy
sprzed lat i tej sprzed chwili może okazać się prawdziwym koszmarem. Miejsce
bowiem do którego trafiła pełne jest mrocznych tajemnic. Czuć w nim napięcie
grozy i strach, który dodatkowo potęguje jego właściciel. Podejrzany typ – o
czym od samego początku świadom jest tylko czytelnik.
Klara nie jest jednak sama w swoich poszukiwaniach prawdy. Poznaje w
międzyczasie blogerkę śledczą, która angażuje się w historię Klary i jej ojca a
potem samej Villi Aurora i „Dziecięcego kramu”. Tym sposobem obie kobiety
rozwiązują jedną z najbardziej mrocznych i niewyobrażalnych historii tego
miejsca. Tyle tylko, że na tym ta opowieść się wcale nie kończy. Ma ona swoje
konsekwencje zarówno w umysłach jej bohaterów jak i samego czytelnika.
Mimo iż jestem pod dużym, naprawdę dużym wrażeniem powieści, trudno jest mi
ubrać ją w epitety „naj…”. Brakuje mi w niej czegoś co pozwoliłoby mi wejść na
wyższy poziom emocji. Poza tym wszystko jest w wyjątkowo dobrym wydaniu.
Zwłaszcza wielowątkowość utworu, którą autor perfekcyjne scala w jednolitą
przenikliwą historię. Znajdziemy w niej bowiem wątek zarówno paranormalny jak i
twardą rzeczywistość bezdomności i bezrobocia. Samotnego rodzicielstwa i
zagubienia. Lęku przed codziennością i prawdą, która wymagać będzie
przebaczenia. Nic tylko czytać takie historie i podawać się ich refleksji.
Książka pozyskana dzięki współpracy ze: SZTUKATER.PL