"Z DALA OD ŚWIATEŁ" - Tana French

Powieść Tany French "Z dala od świateł" jest na tyle bogata znaczeniowo i formalnie, iż można ją czytać na wiele sposobów, a przy tym zachwycić się zarówno stylem, jak i fabularną stroną powieści. Opowieści o przyjaźni, braterstwie, macierzyństwie, rodzinie, uzależnieniu, poczuciu straty, samotności, kłamstwie i prawdzie, która nadaje niejako rytm całej tej historii.

Tana French to uznana i ceniona autorka irlandzkiego kryminału, która nie zagrzała w swoim życiu jednego miejsca, co niewątpliwie prócz talentu mogło przełożyć się na sukces jej powieści. Dobrze znane są jej bowiem klimaty Irlandii, Malawi i Włoch. Jest autorką jak dotąd ośmiu bestsellerowych powieści, spośród których dane mi było przeczytać tylko tę ostatnią, która wyjątkowo pobudziła mój apetyt. Trudno bowiem było się oprzeć historii tak niebanalnej i szeroko zakrojonej. Niecodziennym bohaterom i sprawie, której finał wciąż pozostawia wiele otwartych drzwi. Zacznijmy jednak od początku.

Głównym bohaterem powieści jest Cal Harper, emerytowany detektyw policji z Chicago, który osiedla się na irlandzkiej wsi z pragnieniem ciszy i spokoju. Ma dość zgiełku wielkiego miasta i świata ogarniętego zbrodnią i przemocą. Jego sielanka nie trwa jednak zbyt długo. Wielu miejscowych wie lub domyśla się, kim jest (był) nowy przybysz. To powoduje, że pewnego dnia zgłasza się do niego miejscowy dzieciak z prośbą o pomoc w odnalezieniu zaginionego nastolatka. Cal nie bardzo ma ochotę się w to mieszać, ale zakorzenione w nim policyjne nawyki i głód sprawia, że nie odmawia. Zobowiązuje się pomóc w rozwikłaniu zagadki, którą zarówno rodzina, jak i miejscowi zupełnie ignorują. Z czasem też zaprzyjaźnia się dzieciakiem, który zaczyna mieć na niego coraz większy wpływ. Ich zażyłość nie podoba się lokalnej społeczności. Niewielu jest też przychylnych samemu Harperowi. Zaczyna bowiem nie tylko zadawać niewygodne pytania, co zaglądać też tam, gdzie go wcale nie chcą. W tym samym czasie we wsi ktoś brutalnie zabija owce. Przypadek? A może celowe działania dla odwrócenia uwagi?

Cal już wie, że zadanie, którego się podjął, było kijem wsadzonym w mrowisko. Wszyscy mieszkańcy Ardnakelty wydają się tymczasem kłamać. Chronią coś lub kogoś i dla utrzymania tej tajemnicy gotowi są na wiele. Bardzo wiele. Były detektyw musi więc zadbać zarówno o swoje, jak i swego małego przyjaciela bezpieczeństwo. Co w domyśle nie będzie wcale łatwe. Stawka jest zbyt wysoka. Cal zaś czuje z każdym dniem coraz większą presję. Musi bowiem robić to, co reszta. Myśleć jak oni i działać jak oni — inaczej nie zagrzeje tu miejsca.

"Znają się od dziesiątków lat, [...] z nici wiążących ich ze sobą powstał gąszcz nie do przebicia; jego warstwy przykrywają każde działanie i każdy motyw, których outsider za nic nie rozszyfruje. [...] Mieszkańcy wsi chcą, żeby błąkał się po omacku. Dlatego Cal robi wszystko by im się przypodobać". Chce, by wioska uwierzyła, że jest po jej stronie. To jego oficjalne zagranie. Tylko jak długo można tak grać? Tym sposobem nie tylko Cal, ale i czytelnik zostaje wciągnięty w wir wydarzeń, które w żaden sposób nie przypominają jednak ani pędzącego pociągu, ani nie oferują mrożących w żyłach krew scen akcji. Ta powieść toczy się swoim rytmem. Cechuje ją natomiast skrupulatność i narastające napięcie. Im dalej w las, tym mroczniej. A kiedy dosięga nas finał i poznajemy prawdę o losie Brendana, rodzą się w nas kolejne pytania. Zagadka tajemniczego zniknięcia, mimo iż zostaje rozwiązana, nie daje wszystkich odpowiedzi.

"Z dala od świateł" nie jest bowiem typową powieścią kryminalną zamkniętą w sztywnych ramach. Nie chodzi więc w niej tylko i wyłącznie o dojście do prawdy. Zagadka, jaką kreuje autorka, opiera się bowiem na relacjach i postawach, jakie towarzyszą bohaterom powieści. Zahacza też o wartości ekonomiczne i moralne. Daje ujście frustracjom i marzeniom, żądzy bycia kimś i posiadania czegoś. Cokolwiek miałoby to znaczyć. W tak małej mieścinie, jak Ardnakelty, gdzie wszyscy się znają, szanse na to są niewielkie, ale są. Wymaga to jednak wielu poświęceń. Czasem nawet kosztem wykluczenia społecznego albo i życia. Bohaterami Tany French nie są więc ani potwory, ani ludzie bez skazy. Są nimi zwyczajni ludzie, pełni utajonych lęków, którzy tworzą fatalistyczną atmosferę powieści, która może być zarówno ostrzeżeniem, jak i pewną formą oskarżenia społecznego.

Nie powinna też dziwić mnogość interpretacji tej powieści. A wierzę, że takowe będą, podobnie jak i mnogie są wątki poboczne powieści. Ten, który ujął mnie najbardziej to relacja, jaka zrodziła się w chwili największego kryzysu pomiędzy głównymi bohaterami powieści. Charakter każdego z nich i droga, jaką dane im było przebyć dzięki sobie nawzajem. Historia dzieciaka i mężczyzny, który czerpali z siebie to, co w nich najlepsze.

W obliczu tej historii mam teraz dylemat. Nie bardzo wiem, po co sięgnąć. Po "Wiedźmie drzewo" Tany French, czy polecaną za jej sprawą "Tajemnej historii" Donny Tartt. Obie rekomendowane przez "The Times" jako fascynujące thrillery psychologiczne o światowym zasięgu. A Wy co przeczytacie najpierw?

TANA FRENCH - autorka z którą nie mam zamiaru się rozstawać! POLECAM!

 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu ALBATROS



Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien