"SKRUCHA" - Marek Stelar

  

Odkąd na rynku wydawniczym pojawił się "Rykoszet" Marka Stelara, trudno było mi znaleźć drugą tak dobra powieść kryminalną. Dorównać jej nie mógł nawet sam autor powołując do życia kolejne, naprawdę niesamowite historie kryminalne. Aż pojawiła się "Skrucha". Powieść, która wychodzi poza schematy. Powieść z szeroko zakrojonym wątkiem w tle, które nadaje jej nowego znaczenia i stawia ją na szali powieści społecznych. Historia, którego ma nowego bohatera i kilka faktów. 

 Autor zwraca się w niej ku temu co było. Ku przeszłości. Do rodzinnych tajemnic i historii miejsca, w którym osadził akcję powieści. Do Nowego Warpna. Małego miasteczka w północno-zachodniej części kraju, które od Niemiec dzieli zaledwie przesmyk na Zatoce Nowarpieńskiej. Jest zatem jednym z tych miejsc, przynależnych Polsce dopiero od 1945 roku. Tak daleko jednak Marek Stelar nie sięga w fabule powieść. Przenosi nas w czasie zaledwie do 1997 roku. To wówczas w tym miejscu rozegrały się wydarzenia, które wciąż mącą umysły jego mieszkańców. I tylko przypadek sprawił, że ożyły na nowo wciągając w wir swoich tajemnic nowego dzielnicowego - aspiranta Dominika Przeworskiego. To, zaś dlaczego kryminalny ze Szczecina ląduje w powiecie to już nieco inna historia, która świetni przysłuży się zarówno sprawie, jak i osobistej sympatii wobec bohatera. 

Mamy zatem wątek osobisty Przeworskiego, który niemal na każdym kroku wzbudza sympatię i ciała znalezione w ogrodzie jednego z domów. To jeden z najbardziej tajemniczych wątków powieści, zważywszy, że są to szczątki sprzed dekad. Czy maja zatem coś wspólnego z innym wydarzeniem sprzed niemal ćwierćwiecza? A mianowicie, ze śmiercią kilku wychowanków Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego, którzy niegdyś utonęli? Na tym Stelar nie poprzestaje. Już na wstępie dokłada nam kolejną zagadkę. Szokując wręcz wiadomością o ciężkiej chorobie jednego z bohaterów. Wówczas na jaw wychodzą tajemnice, w obliczu których rodzinne więzi zostaną poddane największej próbie. 

A potem już tylko dzieje się...


Przeworski, choć obcy w powiecie, znajduje wsparcie wśród nielicznych. Rozgrzebuje stare rany. Zadaje dużo pytań i naraża się na śmierć, która wbrew pozorom niewiele ma wspólnego ze sprawą, którą z takim zapałem drąży. A najciekawszym i wzbudzającym uznanie nie jest w tej historii fakt zaskoczenia, czy pełna suspensów powieść, ale jej rytm. Konstrukcja i szereg zależności, które perfekcyjnie się ze sobą łączą, tworząc w pełni wciągającą fabułę od pierwszych jej storn.  

Myślę również, że szczególną rolę w odbiorze powieści odegrał sam bohater - Dominik Przeworski. Jest on bowiem postacią wyjątkowo pozytywną. Ale w żaden sposób nie przerysowaną.  To taki bohater idealny. W pełni akceptowalny. Czyta, je pierogi i chodzi na lody. Ma swoje małe wpadki, które jedynie bawią, a jego sposób bycia i osobowość wręcz imponuje. Naprawdę, nie sposób go nie lubić. W życiu kieruje się zasadami i dobrym smakiem. Nie jest pedantem, ale ceni sobie porządek. Potrafi być szczery. Trzymać nerwy na wodzy, ale jak będzie trzeba, na pewno da w pysk. Idealny glina - czyż nie? A jako mężczyzna, maż, kochanek? Tę ocenę zostawiam czytelnikom. 

Na to czekałam. Tego chciałam i to dostałam. Powieść kryminalną najwyższych lotów. BRAWO! 

Za egzemplarz książki dziękuję 

Wydawnictwu FILIA

Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien