BEKSA


Byłam zaledwie na trzydziestej stronie, gdy z moich oczu zaczęły cieknąć łzy. Wzięłam głęboki wdech, a gdy wypuszczam powietrze, czułam, jak dźwięczą wszystkie struny mojej duszy. To niesamowite, jak niewiele słów potrzeba, aby rozpalić taką burzę uczuć. Mam też wrażenie po lekturze BEKSY, że tylko Marcin Grzelak potrafi tak grać na emocjach, tak wirtuozersko. Z góry więc ostrzegam was, drodzy czytelnicy, że ta książka jest jak lasso rzucane na wasze serca, gotowe je złapać i porwać w nieznane emocjonalne przestrzenie. Może wywołać w was burzę emocji, których nawet się nie spodziewaliście. Tego wam zresztą życzę.

To co charakteryzuje również prozę Marcina Grzelaka to jego metafory, które są niczym klejnoty ukryte w gąszczu słów, błyskające światłem mądrości i głębi ludzkiego doświadczenia. Każda z nich jest jak kamień szlachetny, osadzony w koronie jego narracji, dodając nie tylko piękna, ale i głębi oraz znaczenia tekstu. Są tak niezwykłe, że nawet najprostsze rzeczy stają się symbolem głębszej prawdy, a zwykłe sceny stają się malowidłami pełnymi znaczeń ukrytych pod powierzchnią. I to one właśnie w połączeniu z niepowtarzalnym stylem autora sprawiają, że jego proza staje się wręcz arcydziełem, które od samego początku skazuje czytelnika na niezapomnianą podróż przez jedno z najwybitniejszych dzieł polskiej literatury. Tak ja to czuje i widzę. I nie dotyczy to tylko "beksy" ale i pozostałych książek autora.


Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"KSIĘGA BEZIMIENNEJ AKUSZERKI" - Meg Elison

"SEMIRAMIDA" Ewa Kasala