"BĄDŹMY DOBREJ MYŚLI" - Carolina Setterwall


Potrzeba twórczości, pomysłowości żyje w każdym z nas. Nie każdy ma jednak odwagę albo spryt stworzyć z tego coś więcej. Carolina Setterwall udało się to. Książka, którą powołała do życia, jest bardzo osobistym wyznaniem. Obrazem siebie po utracie najbliższej osoby. Tą stroną śmierci, która najmniej chcemy poznawać i przeżywać, a której nie unikniemy. Dzięki niej czytelnik wędruje niczym szpieg po jej myślach i duszy.

„Bądź my dobrej myśli” to swoisty monolog bohaterki skierowany bezpośrednio do zmarłego partnera. Przypomina bardziej niekończący się list niż pamiętnik. Jest wyjątkowym świadectwem przejścia własnej żałoby. Pełnym świadomości i walki o kolejne chwile „bez niego”. Rozrachunkiem z samym sobą, swoimi lękami, żalami, swoistą odwagą, która pozwoliła stworzyć autorce tak osobistą opowieść. Drobiazgową i szczerą do bólu. Bo jedyne, na co początkowo miała siłę to oddychanie i próby przebrnięcia przez kolejne dni.
Przy moim poziomie energii czuję się tak, jakbym w miarę dawała sobie radę z Ivanem, a w czasie jego odpoczynku korzystała z okazji do płaczu, rozmów albo milczenia i myślenia. Przy sztucznym oddychaniu, które zapewnia mi cała sieć osób, jakimś dziwnym sposobem udaje mi się przetrwać kolejne dni.
Książka nie jest łatwa w odbiorze. Dla tych, którzy doświadczyli już podobnych uczuć, może być smutnym wspomnieniem, pełnym sentymentów obrazem własnej historii. Mam też świadomość, że do wielu z jej czytelników nie dotrze, a przynajmniej nie w postaci, jaką zakładała sobie autorka. Bo kto nie zmierzył się dotąd ze stratą, bólem i z nim związanym lekiem – może mieć problemy, by w pełni przyswoić sobie atmosferę książki. Czego nie ułatwia też w moim odbiorze dość chłodny i zdystansowany styl autorki. Co ciekawe, jednocześnie bardzo subtelny. Język pełen sprzeczności, który wręcz fascynuje.

To nie jest książka, do której można przysiąść i czytać aż do końca. Dawkowanie jest w jej przypadku bardzo wskazane. Zwłaszcza jeśli chcemy poddać się jej refleksji. Początkowo autorka prowadzi nas przez meandry własnej tragedii dzień po dniu. Czasem wraca pamięcią do przeszłości, opowiadając swoja i Aksela historię. Ale nawet wówczas zwraca się do niego, tak jakby i jemu chciała przywrócić pamięć minionych chwil. Z czasem mijają miesiące, potem lata a Ona wciąż prowadzi swój wewnętrzny monolog. Wraz z jego końcem nabrałam zaś przekonania, ze Aksel stał się jej drugim "ja".
"Bądźmy dobrej myśli" mimo swojej przejmującej treści, płata nam również figla. Nie chcę jednak zdradzać jego szczegółów. Życie samo w sobie jest nieprzewidywalne, dlaczego więc miało być inaczej w życiu Samej Carolin Setterwall.

Reasumując. "Bądźmy dobrej myśli" to dobra, ciekawa i oryginalna powieść o utracie i miłości. Szkoda tylko, że sposób, w jaki mi dane było ją czytać, ograbił mnie z czasu. Dlatego zostaje na mojej półce, do ponownego rozpatrzenia. Nie w dzień, nie w tydzień, może nawet nie w miesiąc, a w sposób, który nakaże natura, by wyssać z niej całe piękno i szczegóły. Spróbować zrozumieć prawdziwie. Porozmawiać z nią i zajrzeć w głąb siebie. Pozwolić, by łza zakręciła się znów w oku. Przeżyć z siłą każdego słowa, które pełne jest liryzmu.

Myślicie sobie — jakiś cytat? Tu go nie będzie. Wystarczy za to otworzyć książkę na dowolnej stronie. Skierować wzrok na dowolny akapit i czytać. Wówczas przekonacie się sami, o czym mówię.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu ZYSK


 

Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"KSIĘGA BEZIMIENNEJ AKUSZERKI" - Meg Elison

"SEMIRAMIDA" Ewa Kasala