"DOBRE ŻONY" - Louis May Alcott

"Dobre żony" to dość skomplikowane dzieło. W obliczu, którego spotkanie z literaturą nabiera osobliwego charakteru. To jednocześnie kontynuacja popularnej ostatnimi czasy powieści "Małe kobietki", która zdobyła rozgłos zarówno dzięki najnowszej ekranizacji, jak i wyjątkowemu i nowemu wydaniu powieści. Powieści, która ściąga wzrok czytelnika samą już szatą graficzną. To perfekcyjne wydanie dziewiętnastowiecznej powieści Louis May Alcott nie mogło przejść również i mojej uwadze. Mało tego - bardziej fascynuje mnie jej wygląd niż sama treść.x

O "Małych kobietkach" pisałam już kilka tygodni temu. Krótką ich recenzję znajdziecie tutaj. "Dobre żony to równie, jak i one wyjątkowo klimatyczna powieść. Świat dorastających panienek March, które wkraczają na nową drogę życia, poznając jego blaski i cienie, jawi nam się w wyjątkowo subtelny sposób. W przeciwieństwie jednak do "Małych kobietek" ta powieść skierowana jest raczej  a do młodych kobiet, które za chwilę staną u progu dorosłości, niż młodych panienek.
Nie brak w niej za to wzruszeń, łez, ciepłych słów, ponadczasowych mądrości i prawdy życia, która mimo zmiany przestrzeni, w której nam przyszło bytować, wciąż jest taka sama - ponadczasowa.

"Dobre żony" to wciąż powieść o marzeniach. Historia czterech młodych kobiet, gdzie każda z nich obrała inną drogę życia, ale dotychczas tylko Mag  stanęła na straży domowego ogniska. Pozostałe dwie z czterech sióstr nadal żyją w świecie marzeń i realizacji własnych idei. Za to delikatna Beth doświadcza coraz więcej nowych emocji. Cztery kobiety i cztery różne drogi życia.

Niestety, tak jak zachwyciłam się "Małymi kobietkami", tak "Dobre żony" nie wzbudziły już we mnie takiego samego entuzjazmu. Były momenty, w których czytałam powieść z przyjemnością, a nawet łzami w oczach, ale były również takie, które zwyczajnie mnie nudziły. Zastanawiający w konsekwencji okazał się też sam tytuł utworu. Bo jeśli miałby on prowadzić do zamążpójścia wszystkich panien March, to powieść wydaje się nieskończona. Jeśli zaś jest to powieść o wychowaniu do statusu "dobrej żony" to już zupełnie inna bajka. Niezależnie jednak od wszystkich za i przeciw wobec twórczości Louis May Alcott, oba te utwory zasługują na naszą uwagę. Jedyne czego się obawiam, to fakt, iż zdecydowanie bardziej trafią one w gusta dojrzałych już kobiet, niż nastoletnich panien XXI wieku — a to wielka szkoda. Wyzwaniem dla nich może okazać się język i styl utworu, który daleki jest współczesnej literaturze. Piękny i archaiczny — a to, ja w niej cenie najbardziej. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG 



Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"KSIĘGA BEZIMIENNEJ AKUSZERKI" - Meg Elison

"SEMIRAMIDA" Ewa Kasala