"PORYW" - Kinga Wójcik
"Poryw",
który wcale nie porywa od pierwszych stron. Za to uparcie walczy o
swoje dobre imię, by w konsekwencji okazać się całkiem zgrabną powieścią
kryminalną. Nie było to jednak takie oczywiste. Z chwilą rozpoczęcia
przygody z powieścią długo byłam nastawiona dość sceptycznie do niej,
jak i jej bohaterów. Wszyscy lekko "poparani"
życiem tworzyli razem wybuchową mieszankę. Trudno było odnaleźć w niej
pozytywnego bohatera a jeszcze trudniej winnego śmierci Klemensa. To
jednak było dużym plusem.
Klemens to na pozór stateczny i sumienny księgowy, którego życie w mniemaniu jego otoczenia to nudy. Idealny mąż i syn. Komuś jednak musiał nadepnąć na przysłowiowy "odcisk" skoro został zamordowany. Podejrzani wydają się niemal wszyscy, bez wyjątku — a to mnie miło zaskoczyło. Aż takiej zagadki się nie spodziewałam. To sprawiło, że powieść nabrała smaku, a adrenalina rosła z każdym kolejnym tropem. Moja początkowa niechęć ulotniła się bezpowrotnie.
Podobnie miała się sytuacja w stosunku do głównej bohaterki — Leny Rudnickiej — bezkompromisowej i ekscentrycznej pani komisarz, która przywoływała w mojej pamięci postać Chyłki. Wulgarna, obcesowa, pełna ignorancji i ironii. Początkowo było to nieco irytujące. Takie trochę skopiowanie postaci. Lena nie była więc bohaterką, którą można łatwo polubić. Wielokrotnie miałam ochota nią potrząsnąć. Typowe kobiece role nie były jej domeną. Za to jako glina miała wyniki. Ale czy nie da się pogodzić tych dwóch ról — zastanawiałam się wciąż bez odpowiedzi.
Mimo to rozumiem taką, a nie inną kreację głównej bohaterki. Przetrwać w świecie zdominowanym przez mężczyzn nie jest łatwo. A jeszcze trudniej, kiedy skrywa się w sobie tajemnice. Początkowa niechęć do pani komisarz zaczęła nabierać zupełnie innego kształtu. Nie byłoby jednak tego wszystkiego bez udziału młodego i nieco nieśmiałego śledczego, z którym przyszło jej pracować, a którego zdążyła już wcześniej poznać, w okolicznościach niewiele mających wspólnego z pracą. Za to stosunki, które łączą Lenę z prokuratorem Nawrockim są jeszcze bardziej pogmatwane.
Tym sposobem mój sceptycyzm przerodził się w prawdziwą fascynację, a oderwanie się od powieści było niemożliwe, aż do samego jej końca. Ciekawość i dobra zabawa wzięły górę. Teraz przyszło mi już tylko czekać na kolejną część przygód Leny Rudnickiej, która wcale nie jest taka zła, na jaką się kreuje. Czasem losy kobiet mogą być bardziej pokręcone niż widać to na pierwszy rzut oka. Moim zdaniem Kinga Wójcik stworzyła całkiem interesującą postać głównej bohaterki, nawet jeśli jest w niej sporo z wcześniej już wspomnianej Pani prawnik.
I nawet jeśli powieść nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle masowo publikowanych kryminałów, to jest świetną rozrywką, w której odnalazłam pokłady wielkich emocji i przestrzeni, którą warto wykorzystać, idąc za ciosem. Zostaje mi już teraz tylko czekać na kolejną część pt."Spektakl".
Klemens to na pozór stateczny i sumienny księgowy, którego życie w mniemaniu jego otoczenia to nudy. Idealny mąż i syn. Komuś jednak musiał nadepnąć na przysłowiowy "odcisk" skoro został zamordowany. Podejrzani wydają się niemal wszyscy, bez wyjątku — a to mnie miło zaskoczyło. Aż takiej zagadki się nie spodziewałam. To sprawiło, że powieść nabrała smaku, a adrenalina rosła z każdym kolejnym tropem. Moja początkowa niechęć ulotniła się bezpowrotnie.
Podobnie miała się sytuacja w stosunku do głównej bohaterki — Leny Rudnickiej — bezkompromisowej i ekscentrycznej pani komisarz, która przywoływała w mojej pamięci postać Chyłki. Wulgarna, obcesowa, pełna ignorancji i ironii. Początkowo było to nieco irytujące. Takie trochę skopiowanie postaci. Lena nie była więc bohaterką, którą można łatwo polubić. Wielokrotnie miałam ochota nią potrząsnąć. Typowe kobiece role nie były jej domeną. Za to jako glina miała wyniki. Ale czy nie da się pogodzić tych dwóch ról — zastanawiałam się wciąż bez odpowiedzi.
Mimo to rozumiem taką, a nie inną kreację głównej bohaterki. Przetrwać w świecie zdominowanym przez mężczyzn nie jest łatwo. A jeszcze trudniej, kiedy skrywa się w sobie tajemnice. Początkowa niechęć do pani komisarz zaczęła nabierać zupełnie innego kształtu. Nie byłoby jednak tego wszystkiego bez udziału młodego i nieco nieśmiałego śledczego, z którym przyszło jej pracować, a którego zdążyła już wcześniej poznać, w okolicznościach niewiele mających wspólnego z pracą. Za to stosunki, które łączą Lenę z prokuratorem Nawrockim są jeszcze bardziej pogmatwane.
Tym sposobem mój sceptycyzm przerodził się w prawdziwą fascynację, a oderwanie się od powieści było niemożliwe, aż do samego jej końca. Ciekawość i dobra zabawa wzięły górę. Teraz przyszło mi już tylko czekać na kolejną część przygód Leny Rudnickiej, która wcale nie jest taka zła, na jaką się kreuje. Czasem losy kobiet mogą być bardziej pokręcone niż widać to na pierwszy rzut oka. Moim zdaniem Kinga Wójcik stworzyła całkiem interesującą postać głównej bohaterki, nawet jeśli jest w niej sporo z wcześniej już wspomnianej Pani prawnik.
I nawet jeśli powieść nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle masowo publikowanych kryminałów, to jest świetną rozrywką, w której odnalazłam pokłady wielkich emocji i przestrzeni, którą warto wykorzystać, idąc za ciosem. Zostaje mi już teraz tylko czekać na kolejną część pt."Spektakl".
Za książkę dziękuje Wydawnictwu PRÓSZYŃSKI