"ODZIEDZICZONE ZŁO" - Yrsa Sigurdardottir
Islandzki kryminał to nowość w moim dorobku czytelniczym. Niewiele też
wiem na temat samej Islandii (porucz podstawowych faktów) i jej
społeczności: kultury, mentalności, a już z pewnością prawa, jakie
obowiązuje w tym kraju. Tym bardziej więc ciekawiła mnie twórczość Yersy Sigurdardottir
i jej spojrzenia na islandzką rzeczywistość. Wiele aspektów powieści
wydała mi się albo nieco dziwna, niezrozumiała lub wręcz mało
prawdopodobna. Nie chcę jednak negować ich realizmu. Raczej zajrzę do
źródeł, by przybliżyć sobie ich poprawność.
"Odziedziczone zło" i prowadzone na jej kartach śledztwo staje się tu niejako pretekstem do wprowadzenia na scenę tematyki mocno obyczajowej i psychologicznej. Autorka poświęca swoim postaciom znaczną część utworu. Bardziej wydają się zajmować ją bohaterowie i ewentualny finał powieści niż toczące się czynności śledcze, które znacznie różnią się od tych spotykanych w klasycznych kryminałach, z którymi miałam dotąd styczność. Autorka w swojej twórczości pokazuje nie tylko sieć powiązań między ofiarą i przestępcą, czy też innymi postaciami powieści, ale z pewną dozą drobiazgowości obnaża ich życie i osobowość. Skupia się na wielu aspektach ich codzienności. Początkowo uważałam to za zwykłą paplaninę, która niewiele wnosi do fabuły powieści, a jedynie rozszerza jej ciąg. Z czasem jednak zmieniłam zdanie. Nawet zaczęło mi się to podobać. Wręcz intrygować.
Jak się więc domyślacie, znaczącą rolę w powieści odgrywają relacje międzyludzkie, które w wielu przypadkach pozostawiają też i wiele do życzenia. Czasem brak w nich solidarności. Czasem są tylko pozorem, a niekiedy nawet sprowadzają się do walki o przetrwanie. Rodzinne separacje zaś stają się katalizatorem zła, którego efektem jest zbrodnia, czego możemy domyślać się już po przeczytaniu prologu.
Dla detektywa Huldala to pierwsze morderstwo, a jednocześnie jedna z najbardziej brutalnych zbrodni, której widok przyprawia o mdłości. Ktoś, kto dopuścił się takiego czynu, nie może swobodnie funkcjonować w żadnej społeczności. Niestety jedyne czym śledczy dysponują to ciąg niezrozumiałych znaków znalezionych na miejscu zbrodni i córka ofiary, która była świadkiem zdarzenia. Szok, którego jednak doznała, nie pozwala jej mówić o tym swobodnie. Z ust dziewczynki padają tylko przypuszczeniu, że jej matka to nie jedyna ofiara. Tak przynajmniej zrozumiała kilka wypowiedzianych przez mordercę słów. Śledczy mają więc coraz bardziej pod górkę. Na dodatek od jego wyniku zależy dalsze być albo nie być Huldara w policji.
Tymczasem zbrodnie, które morderca dokuje, są wyjątkowo brutalne. Wydają się celowe i przemyślane. Ten ktoś pragnie, by jego ofiary cierpiały, a metody, którymi się posługuje, są perfekcyjne i wyrafinowane. To zaburza niestety nieco stereotypowe myślenie o sprawcy, a rozwikłanie zagadki staje się jeszcze trudniejsze.
To jednak co urzekło mnie w twórczości autorki to jej osobliwa prezentacja postaci. Opisując ich, często sięga do przeszłości, wspomnień, a nawet dalekiego dzieciństwa i rodzinnego domu. Obnaża ich dawne ego i wrażliwość, która kształtowała ich osobowość. Każdemu z nich towarzyszą ogromne emocje, a miniona przeszłość okazuje się często tym, od czego chcieliby uciec — co niestety nie jest możliwe. Niebywały był wręcz opis jednego z bohaterów i jego tęsknoty za matką. Relacji z nią i bratem. Czytałam — nie wierząc, że to uczucie istnieje naprawdę. Zaskakujący był też kalejdoskop emocji, które towarzyszyły mi podczas lektury. Z jednej skrajności w drugą. Było znudzenie i niepohamowana ciekawość. Wzruszenie i smutek. Przerażenie i nijakość. Fascynacja i roztargnienie. Niesamowite.
Biorąc jednak pod uwagę, że jet to kryminał mam wrażenie, że Yrsa Sigurdardottir dość wybiórczo i powierzchownie potraktowała ten watek. Trudno było doszukać się w nim profesjonalnej pracy policji (choć mogę się mylić), zważywszy, że obca mi jest mentalność Islandczyków. Były też zdarzenia, które budziły moją wątpliwość co do ich realności. Kilka niedociągnięć zaś w sprawie nie miało jednak większego znaczenia w ogólnym odbiorze powieści. Przynajmniej dla mnie. Intryguje mnie jej dalszy ciąg. Posmakowałam chyba czegoś, w co jeszcze nie do końca wsiąkłam. Mam zamiar iść za ciosem i odkryć prawdziwe oblicze nie tylko detektywa Huldara, ale i samej Yersy Sigurdardottir, tym bardziej, że "Odziedziczone zło" to pierwsza z książek z cyklu powieściowego "Freyja i Huldur".
"Odziedziczone zło" i prowadzone na jej kartach śledztwo staje się tu niejako pretekstem do wprowadzenia na scenę tematyki mocno obyczajowej i psychologicznej. Autorka poświęca swoim postaciom znaczną część utworu. Bardziej wydają się zajmować ją bohaterowie i ewentualny finał powieści niż toczące się czynności śledcze, które znacznie różnią się od tych spotykanych w klasycznych kryminałach, z którymi miałam dotąd styczność. Autorka w swojej twórczości pokazuje nie tylko sieć powiązań między ofiarą i przestępcą, czy też innymi postaciami powieści, ale z pewną dozą drobiazgowości obnaża ich życie i osobowość. Skupia się na wielu aspektach ich codzienności. Początkowo uważałam to za zwykłą paplaninę, która niewiele wnosi do fabuły powieści, a jedynie rozszerza jej ciąg. Z czasem jednak zmieniłam zdanie. Nawet zaczęło mi się to podobać. Wręcz intrygować.
Jak się więc domyślacie, znaczącą rolę w powieści odgrywają relacje międzyludzkie, które w wielu przypadkach pozostawiają też i wiele do życzenia. Czasem brak w nich solidarności. Czasem są tylko pozorem, a niekiedy nawet sprowadzają się do walki o przetrwanie. Rodzinne separacje zaś stają się katalizatorem zła, którego efektem jest zbrodnia, czego możemy domyślać się już po przeczytaniu prologu.
Dla detektywa Huldala to pierwsze morderstwo, a jednocześnie jedna z najbardziej brutalnych zbrodni, której widok przyprawia o mdłości. Ktoś, kto dopuścił się takiego czynu, nie może swobodnie funkcjonować w żadnej społeczności. Niestety jedyne czym śledczy dysponują to ciąg niezrozumiałych znaków znalezionych na miejscu zbrodni i córka ofiary, która była świadkiem zdarzenia. Szok, którego jednak doznała, nie pozwala jej mówić o tym swobodnie. Z ust dziewczynki padają tylko przypuszczeniu, że jej matka to nie jedyna ofiara. Tak przynajmniej zrozumiała kilka wypowiedzianych przez mordercę słów. Śledczy mają więc coraz bardziej pod górkę. Na dodatek od jego wyniku zależy dalsze być albo nie być Huldara w policji.
Tymczasem zbrodnie, które morderca dokuje, są wyjątkowo brutalne. Wydają się celowe i przemyślane. Ten ktoś pragnie, by jego ofiary cierpiały, a metody, którymi się posługuje, są perfekcyjne i wyrafinowane. To zaburza niestety nieco stereotypowe myślenie o sprawcy, a rozwikłanie zagadki staje się jeszcze trudniejsze.
To jednak co urzekło mnie w twórczości autorki to jej osobliwa prezentacja postaci. Opisując ich, często sięga do przeszłości, wspomnień, a nawet dalekiego dzieciństwa i rodzinnego domu. Obnaża ich dawne ego i wrażliwość, która kształtowała ich osobowość. Każdemu z nich towarzyszą ogromne emocje, a miniona przeszłość okazuje się często tym, od czego chcieliby uciec — co niestety nie jest możliwe. Niebywały był wręcz opis jednego z bohaterów i jego tęsknoty za matką. Relacji z nią i bratem. Czytałam — nie wierząc, że to uczucie istnieje naprawdę. Zaskakujący był też kalejdoskop emocji, które towarzyszyły mi podczas lektury. Z jednej skrajności w drugą. Było znudzenie i niepohamowana ciekawość. Wzruszenie i smutek. Przerażenie i nijakość. Fascynacja i roztargnienie. Niesamowite.
Biorąc jednak pod uwagę, że jet to kryminał mam wrażenie, że Yrsa Sigurdardottir dość wybiórczo i powierzchownie potraktowała ten watek. Trudno było doszukać się w nim profesjonalnej pracy policji (choć mogę się mylić), zważywszy, że obca mi jest mentalność Islandczyków. Były też zdarzenia, które budziły moją wątpliwość co do ich realności. Kilka niedociągnięć zaś w sprawie nie miało jednak większego znaczenia w ogólnym odbiorze powieści. Przynajmniej dla mnie. Intryguje mnie jej dalszy ciąg. Posmakowałam chyba czegoś, w co jeszcze nie do końca wsiąkłam. Mam zamiar iść za ciosem i odkryć prawdziwe oblicze nie tylko detektywa Huldara, ale i samej Yersy Sigurdardottir, tym bardziej, że "Odziedziczone zło" to pierwsza z książek z cyklu powieściowego "Freyja i Huldur".
Za książkę dziękuję Wydawnictwu SONIA DRAGA