" JESTEM JAK MOTYL" - Andrzej Grabowski

"Wszystko jest dziełem przypadku i tego, że lubię obcować z twórczymi ludźmi". 
 
Andrzej Grabowki, to aktor powszechnie znany, który swoją autobiografią wypełnia luki, jakie w naszej pamięci powstały za sprawą jednej, niezwykle charakterystycznej roli, która to stała się niemal kultowa. Tym bardziej odnoszę wrażenie, że istotnym powodem, dla których powstała ta książka było pragnienie opowiedzenia właśnie o swojej karierze zawodowe i jej losach, która niejako umyka pospolitemu odbiorcy sztuki. Uwagę przykuwa też samo wydanie książki, które świetnie komponuje się z postacią autora, jak i liczne znakomite fotografie, kadry filmów i autorskie teksty samego Andrzeja Grabowskiego.

"Jestem jak motyl" Andrzeja Grabowskiego jest czymś w rodzaju wspomnień, które sięgają jego najmłodszych lat. Do lat 50. XX wieku, do małego miasteczka zwanego Alwerią. Do jedynego w swoim rodzaju rynku, kapliczki, studni, a nawet rynsztoku płynącego wzdłuż drogi wysadzonej kocimi łbami. Tam bowiem dorastał nasz bohater. Z tym miejscem się utożsamia i wspomina je z sentymentem. Mało tego, wciąż marzy mu się film o Alwerni, którego z bratem scenariusz układa już od ponad dwudziestu lat. Czas tam spędzony i towarzyszące mu wciąż wspomnienia pozwalają mu, jak się okazuje, po dziś dzień zachować w sobie tę odrobinę świadomego dziecka. " Bo tylko dziecko ma świeże i szczere spojrzenie na świat, A zrozumienie tego jest bardzo pomocne w moim zawodzie. Dlatego robię wszystko, aby tego dziecka nigdy w sobie nie stracić" - mówi sam o sobie.
Trudno jednak w moim przypadku o pełną satysfakcję z lektury. Dała tu o sobie bowiem znać nieco bardziej wścibska natura człowieka, a co za tym idzie niesmak z powodu braku tzw. "ploteczek". Andrzej Grabowski mocno bowiem trzyma się w swoich wspomnieniach sfery zawodowej. Mamy oczywiście dzięki temu okazję do prześledzenia dość szczegółowo jego kariery zawodowej. Niemal od podszewki. I to by było na tyle. Unika bowiem mówienia o swoich sprawach osobistych. Zaledwie wspomina o nich w przelocie. Ale to rozumiem i szanuję. Często jednak wspomina brata, bez którego prawdopodobnie by nie zaistniał i z którym prócz więzów krwi, łączy go również ścieżka kariery. Spora część książki to jednocześnie fragmenty spektakli, sceny z filmów oraz cała masa tekstów z jego płyt. Przetoczyła się przez tę autobiografię również niesamowita plejada innych polskich gwiazd kina i estrady, z którymi Andrzej Grabowski to się przyjaźnił, to znów spotykała w przelocie. Te kontakty, jak się okazało, były dla niego często niezwykle ważne i imponujące.

Za sprawą tej lektury zmieniła się także moja świadomość w stosunku do tego polskiego aktora, którego kojarzyłam zapewne podobnie jak wielu innych Polaków, głównie za sprawą roli słynnego Ferdynanda Kiepskiego. Tymczasem okazuje się, że warto równie mocno wsłuchać się w "Audiencję V" - parakabaretowy happening, na który niegdyś było wielkie zapotrzebowanie nie tylko w kraju. A. Grabowski prezentował go, jak się okazuje nawet na amerykańskim Brroadwayu. Niestety wraz z nową rolą w serialu "Świat według Kiepskich" sprawa się "rypła". Wszyscy kojarzyli go już tylko wyłącznie z Ferdkiem i na niego czekali, czy to przed ekranem telewizorów, czy też na scenie.

Sam o sobie mówi jak o życiowym ryzykancie. Ryzykował zawodowo niemal zawsze. Tak było, kiedy szedł na egzaminy do Szkoły Teatralnej, kiedy grał na deskach teatru, w filmie, serialu i kabarecie. Kiedy pisał książkę i prowadził o nich program. Wydaje się więc, że nie ma przed nim rzeczy niemożliwych. Potem wydał płytę, nie jedną, co Piotr Najsztub skomentował w taki oto sposób: "Panie Andrzeju. Kupiłem pańską płytę. Wysłuchałem w całości. Proszę zacząć malować". To nie jedyne takie smaczki. Jest ich całkiem sporo w tej autoprezentacji. Jedne oczywiście bardziej intrygują, inne może nieco mniej, ale w konsekwencji to całkiem zgrabna lektura, która z pewnością łamie mój dotychczasowy schemat postrzegania tej postaci. Mam teraz przed oczyma zupełnie innego Andrzeja Grabowskiego, człowieka pełnego talentów i możliwości. Człowieka orkiestrę, aktora filmowego i teatralnego, kabareciarza, jurora, prowadzącego i wrażliwego gawędziarza, którego historie okraszone są radością, smutkiem, nostalgią, wódką, kobietami, sceną...

Kim zaś są dwaj panowie, których imiona i nazwiska pojawiły się na okładce? Otóż Jakub Jabłonka i Paweł Łeczuk to twórczo-producencki duet pod nazwą Forever Young Books, którzy przysłużyli się do powstania również i tej książki.
 
Książka pozyskana dzięki współpracy ze SZTUKATER.PL
Moja ocena 5/6