"Środek lata" Małgorzata Warda
Próba zrozumienia własnych uczuć, wskazania win, krzywd, własnych
grzechów, a także wejście w dorosłość ze wszystkimi jego konsekwencjami,
to główna oś narracyjna nowej powieści Małgorzaty Wardy "Środek lata".
Autorka
tradycyjnie też już wykorzystuje w swoich utworach elementy powieści
psychologicznej i monologu wewnętrznego, tworząc swój własny
niepowtarzalny styl, oparty bardzo mocno na emocjach, któremu towarzyszy
dodatkowo tzw. introspekcyjno-nostalgiczna forma powieści. Wplata w to
wszystko jeszcze elementy sensacji lub jeśli ktoś woli, wątek
kryminalny, który stanowi raczej tło całej historii, niż jej główny
nurt. Tymczasem podjęte przez autorkę wariacje narracji, zwłaszcza tej
pierwszoosobowej, powodują, że w czytelniku nie tylko wzrasta napięcie
niepewności, ale i rodzą się liczne podejrzenia wobec jej bohaterów.
Trudno im zawierzyć. Wyczuć intencje. Rozgryźć. Skąd się to bierze?...
Otóż
z opowieści snutej w sposób niezwykle przejmujący, którą gotowa jestem
nazwać mroczną wręcz opowieścią o toksycznym związku. O uczuciu
prowadzącym niemal do destrukcji. Uczuciu zakazanym, ze złym dotykiem,
ale jakże silnym i pięknym z drugiej strony. Pełnym bólu i cierpienia.
Związku, który nigdy nie powinien się wydarzyć, a przynajmniej nie przy
danym im stanie prawdy. Sylwia i Mateusz nie powinni czuć do siebie
tego, co poczuli. Byli rodzeństwem, którym los spłatał potwornego figla.
Sylwia
nie miała jednak okazji zbyt długo cieszyć się obecnością brata u swego
boku. Mateusz był od niej o kilka lat starszy i wybrał studia z dala od
domu. Wkrótce potem dziewczyna znika i ślad po niej ginie. Mija rok.
Śledztwo zamiera w martwym punkcie, aż do chwili kiedy sprawa zaczyna
interesować się Marlena — młoda dziennikarka, która rozpoczyna własne
śledztwo. Trudne i pełne kontrowersji. Teczka z dokumentami, pamiętnik
Sylwii i nieustające rozmowy z jej bliskimi dają nowe światło na to, kim
była Sylwia i dokąd zaprowadził ją romans z bratem.
Książka "Środek lata"
choć robi wrażenie lekkiej i wakacyjnej powieści, takową w moim
odczuciu nie jest. Absolutnie. To raczej coś na wzór powieści
obyczajowej, wplątanej w emocjonalny konflikt. Niejednoznaczna historia
ludzi obezwładnionych zakazanym uczuciem. Powieść odsłaniająca wszystkie
skazy rodziny Feyów.
Historia smutna i porywająca zarazem. Omijająca literackie schematy.
Momentami bardzo gęsta i niełatwa w odbiorze, ale przecież tak
fascynująca. Pełna detalicznych obserwacji ludzi i ich otoczenia.
Autorka nie pozostawia bez należytej uwagi, również postaci drugoplanowych, o ile tak można nazwać pozostałych członków rodziny Feyów,
oraz tych, którzy mieli szansę wprowadzić nieco zamętu w ich życiu.
Mowa tu np. o Lu (Lucynie) młodszej siostrze Sylwii i Mateusza, która
wniosła do tej historii niesamowite pokłady emocji i treści. Nie umiem
określić jej roli w tej historii, ale bez niej byłaby ona gorszą wersją.
Jej relacje ze starszym rodzeństwem i towarzysząca jej osobista
historia były czymś, co balansowało niepożądane relacje Sylwii i
Mateusza. Jakby trzymała rękę na pulsie, widząc to, czego nieświadomi byli inni.
"Środek lata" niby taka zwykła, a jednak robi wrażenie. Jak każda inna zresztą powieść Małgorzaty Wardy.
Gorąco polecam.