Opowieści o Greenglass House to z
pewnością książki, które przyciągają uwagę swoją szatą graficzną. Każda z
powieści Kate Milford z serii Arcana, która w Polsce ukazała się nakładem
Wydawnictwa Dwukropek może się taką właśnie okładką pochwalić. Przedstawiony na
nich krajobraz jest zawsze taki bajkowy. Kolorowy i bogaty w detale. Wręcz
magiczny. Jest tym samym zapowiedzią barwnej opowieści. Pełnej przygód i
wrażeń. Stąd też wielkie podziękowania dla ilustratora Macieja Szymanowicza. I
trochę żal, że ma ich więcej wewnątrz książki. Znacznie ubarwiłby już i tak kolorową
opowieść o przygodach dwójki rodzeństwa.
Lucy Bluecrowne ma
dwanaście lat i jest córką kapitana statku. Niemal całe swoje życie spędziła na
nim i tylko tam czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Nie w smak jej więc
decyzja taty o zakupie nowego domu na stałym lądzie, gdzie ma zamieszkać wraz z
macochą i przyrodnim bratem. Kapitan robi wszystko co może, by zapewnić jej
wygody, ale czy to zmniejszy jej smutek? Z tęsknoty za morzem nie jest w stanie
wyrwać jej nawet siedmioletni Liao, którego bardzo kocha, ani Xiaoming, która
skrywa w sobie potężną tajemnicę. Jej moc, podobnie jak i moc jej syna, to
skarb dla podróżników w czasie i ludzi, którzy chcą ją wykorzystać dla własnych
egoistycznych celów. Tak to już bywa. Niezależnie od miejsca i czasu, bo
musicie wiedzieć, że akcja tej powieści nie toczy się w świecie nam
rzeczywistym, ani tym z dalekiej przyszłości, gdzie podróże w czasie być może
będą normą. Akcja tej powieści przenosi nas do czasów z początku
dziewiętnastego wieku.
Tu uwaga! Okazuje się,
że z tej niepozornej, odrobinę fantastycznej powieści dla dzieci wyłania się
też realna historia. Dotyczy ona m.in. blokady kontynentalnej, która polegała
na zablokowaniu rynku zbytu dla Wielkiej Brytanie przez Napoleona. Do embarga
zmuszone zostały również inne państwa Europy, pod groźbą wojny z Cesarstwem
Francuskim. Wiele w niej również odniesień do nauk matematycznych, które
przysłużyły się precyzyjnym podróżom w czasie, jak żeglarskich terminów, bez
których ta powieść nie miałaby racji bytu. Jest w niej zatem magia. Jest nauka
i jest historia. Czy trzeba czegoś jeszcze więcej?
Oczywiście że tak.
Zajmującej fabuły, która skupi uwagę czytelnika. I tu miałam pewien problem.
Początkowo bowiem powieść mnie nieco nudziła. Męczyły mnie odrobinę trudne do
zapamiętania niektóre imiona bohaterów, ale domyślam się, że młody czytelnik
uwielbia takie nieszablonowe postaci. Oryginalne stwory, które nie zawsze w
pełni są ludźmi. Z czasem jednak dałam się na tyle wciągnąć w historię, że nie
było już odwrotu, a stało się to za sprawą porwania brata Lucy, siedmioletniego
chłopca, który był genialnym pirotechnikiem. Wówczas na pomoc chłopcu rusza
cała rodzina, na czele z Lucy, która odkrywa w sobie nową siłę i moc. Poznaje
też prawdziwe oblicze macochy. Odnajduje prawdziwych przyjaciół i uczy się czym
jest kłamstwo. Spełnia się też jej jedno marzenie, niestety kosztem innego.
Odchodzą też ludzie, których kocha, ale zyskuje też coś, co do końca życia
będzie przyświecać jej czynom.
Ale „Bluecrowne.
Opowieści o Greenglass House” to nie tylko powieść pełna przygód i
niebezpieczeństw. To również historia, która pozwala z czułością spojrzeć na
więzi, które łączą tę patchworkową rodzinę. Rodzinę, których coraz więcej w
naszym współczesnym społeczeństwie. Opowieść pełna szacunku do ludzi i pracy
własnych rąk. To historia o zaufaniu, rodzinie i sile rodzicielskiej miłości. O
pasji i marzeniach. I o złu, które jak to w bajce bywa, musi
z dobrem przegrać, choćby nie wiem co.
Teraz pora na kolejną
z opowieści. Dwa razy grubszą, bo ta ma zaledwie ciut ponad dwieście stron. Nie
omieszkam też dodać, że książka ta to również bestseller „New York Timesa” i
powieść nominowana do nagrody National Book Award. Aż dziwi, że tak cicho o niej
wśród naszych czytelników. Może czas to zmienić.