"Pojechałam do brata na południe" - Karin Smirnoff

 


To nie jest typowy szwedzki kryminał. Nie jest to też powieść do jakiej przyzwyczaiła nas skandynawska proza, choć ta w obliczu tej historii zdaje się mówić, że wciąż nas będzie zaskakiwać. Trudno więc "Pojechałam do brata na południe" Karin Smirnoff gatunkowo zaszeregować. Świetnie za to wpisuje się ona w znaną i cenioną prze wielu czytelników Serię Dzieł Pisarzy Skandynawskich. 

Jej bohaterką jest Janakippo, kobieta, która po latach wraca w rodzinne strony, by pomóc bratu w walce z uzależnieniem. Jej pobyt w rodzinnym domu nie stanowi jednak sentymentalnej podróży w przeszłość. To coś znacznie trudniejszego. To powrót do bolesnych i traumatycznych przeżyć z dzieciństwa, które raczej chciałoby się wyprzeć z pamięci, niż wciąż je posiadać. Dlatego bohaterka wdzięczna jest za każdy taki zapomniany aspekt swego życia, czego akurat autorka nie oszczędziła czytelnikowi napastując go serią przytłaczających scen przemocy, zbrodni i problemów lokalnej społeczności. Choć z drugiej strony, warto dodać, iż sposób prowadzonej narracji pozwolił znacznie złagodzić odbiór zła, które szerzy się na kartach tej powieści. 

"Pojechałam do brata na południe" - Karin Smirnoff to dość szczególna historia. Wyjątkowo szczera i bezpośrednia. Historia, która w swoim zestawie ma tyle samo traum i uzależnień, co seksualności i cielesności. "Pościeliliśmy ławę. Rozebraliśmy się. Obrócił mnie na brzuch. Położył się na moich plecach. i leżał nieruchomo. Jego loki opadały mi na twarz jak końska grzywa. Nie chcę się z nikim tobą dzielić. Ani z twoim bratem ani z ojcem". Porusza też wiele aktualnych tematów, w tym spraw opieki zdrowotnej, sytuacji kobiet i grup etnicznych. Wyraźnie dają o sobie znać również elementy powieści psychologicznej, w których pamięć odgrywa ważną rolę. Wytrawny czytelnik odnajdzie w niej również szereg elementów zaczerpniętych wprost z kryminału: wartką akcję, tajemnicze zniknięcia i zaskakujące zwroty akcji. "Maria była tajemnicą a ja nie byłam detektywem ale z kimkolwiek rozmawiałam maria sama się nasuwała. Konkurowałam z nieboszczką. Byłam zazdrosna o zwłoki. Władza marii nad ludźmi nie ustała tylko dlatego że ta umarła”. 

Od klasycznej powieści różni ją jednak sposób podania wspomnianych wątków. Duża fragmentaryczność narracji i brak interpunkcji, którą znacznie utrudnia jej odbiór. Czasem męczy. Nie ma jednak wpływu na jej pojmowanie. To jakby samo się nasuwa. Nie sposób odmówić jej zatem oryginalności. Zajmującej fabuły i zaskoczenia, które ze sobą niesie. 

„Pojechałam do brata na południe” jest też książką, która przelała czarę goryczy w moim sercu. Pora więc odpocząć od trudów życia i zając się czystą literacką rozrywką. Do chwili, aż znów zatęsknię za wysmakowanym kawałkiem prozy.

Wydawnictw Poznańskie

Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien