W tajemniczym mroku istnienia ukrywa się postać, której
imienia nie poznacie. Lecz czyż warto tracić czas na spekulacje? O wiele
mądrzej sięgnąć po najnowsze dzieło talentu literackiego Wojciecha Chmielarza,
zatytułowane "Zwykła przyzwoitość". Tam, pomiędzy stronicami, ukryte
są odpowiedzi na pytania, które dręczą umysł. Tam też odkryjecie tożsamość
tajemniczego Bezimiennego i przekonacie się o granicach jego zdolności.
Przyznam otwarcie, że gdyby nie lawina obowiązków
czytelniczych, kolejnym punktem mojej literackiej wędrówki stałaby się pierwsza
odsłona cyklu zatytułowanego "Prosta sprawa", a zaraz za nią
"Dług honorowy". Wierzę jednak, że los z czasem pozwoli z Bezimiennym
poznać się bliżej. Postać ta bowiem
oczarowała mnie i wzbudziła we mnie niezwykłe zainteresowanie.
Z łatwością można też zauważyć, że ta twórczość Wojciecha
Chmielarza ukierunkowana jest bardziej w stronę powieści sensacyjnych niż
tradycyjnych kryminałów, które stanowią stały punkt w twórczości autora.
Szczególnie wymowny okazuje się też sam tytuł opowieści, który w pełni
odzwierciedla ludzką naturę i jest bliski postaci Bezimiennego, który nie mógł
przejść obojętnie obok osoby w potrzebie. Tą osobą był pan Henryk. To właśnie w
jego domu, gdy pojawiło się dwóch zbirów grożących starszemu mężczyźnie,
Bezimienny nie zawahał się ani chwili. Podjął działanie, broniąc człowieka w
opałach. Podobnie postąpił wobec chłopca, który doświadczył okrucieństwa ze
strony najbliższych mu osób - ojca, który nie żałował mu brutalności, oraz
matki, która kierowała swoją uwagę jedynie na własny komfort. To właśnie te
wydarzenia składają się na niezwykłą dynamikę opowieści."
"Bezimienny, który przyjął imię Zygmunt, wyraźnie nie pozostaje obojętny wobec krzywdy innych. Jednakże, w swoich interwencjach, nie szczędził ani siły, ani zdecydowanego uderzenia pięścią. To stanowiło jego atut. Opanował sztuki walki w doskonałym stopniu, co niejednokrotnie zapewniało mu przewagę w starciach z ciemną stroną ludzkiej natury. Niemniej jednak, ta przewaga nie zawsze jawiła się tak wyraźnie, jakbyśmy mogli się spodziewać. Kiedy Zygmunt angażuje się w intrygującą aferę związaną z rynkiem nieruchomości i podstępnymi pożyczkami, doświadcza na własnej skórze, jak zdradliwe mogą być ludzkie intencje. Jak łatwo jest manipulować innymi poprzez kłamstwo i grę pozorów. Jak można uśpić czujność i być może, gdyby nie spryt oraz inteligencja najmłodszego z bohaterów tej opowieści, afera finansowa mogłaby zakończyć się dla Bezimiennego zupełnie inaczej. Nie wszystko można załatwić siłą.
Ciekawą historią jest też geneza powstania samego utworu.
Inspiracją bowiem do napisania tej powieści była rozmowa z jednym z
czytelników, który zasypał Wojciecha Chmielarza informacjami na temat wycieku
danych osobowych i związanymi z nimi naprawdę przerażającymi historiami. Te
mają swój wydźwięk również w tej powieści. Ofiarami oszustwa padają bowiem
staruszkowie. Osoby często samotne, które w wyniku fałszywie zaciągniętych
kredytów tracą nierzadko dorobki całego swojego życia, a w chwili rozpaczy i
beznadziei również i ono z nich ulatuje. Jedną z takich ofiar był właśnie pan Henryk,
właściciel domu, w którym zamieszkał Bezimienny, jak również kobieta, która w
swej rozpaczy popełniła samobójstwo. Wówczas na arenę bohaterów wkracza pewien
komornik, który z zainteresowaniem przygląda się sprawie. W obliczu wszelkich
układów i zasięgu owego oszustwa, nie dziwi nawet fakt, że całe śledztwo i
wzajemne rozrachunki rozgrywają się daleko poza sferą służb mundurowych, a
każdej ze stron jest to na rękę.
Bezimienny z pomocą przyjaciół pełni więc tu poniekąd rolę
cichego mściciela. Jest nieformalną ręką sprawiedliwości. I nie wnikam czy tak
powinno być, czy nie. Choć z przyjemnością podejmę ten temat podczas
najbliższego spotkania z autorem. Przegadamy to, podobnie jak i rolę uchodźców we współczesnym świecie, bowiem i ten temat mocno wybrzmiewa w powieści niosąc
za sobą liczne konsekwencje.
I tak Wojciech Chmielarz dał kolejny popis swojego kunsztu.