"Milcząca żona" - Karin Slaughter

"Milcząca żona " Karin Slaughter to już dziesiąta powieść z cyklu, której bohaterem jest śledczy Will Trent. Człowiek, któremu po raz kolejny przyszło rozwikłać niebanalną zagadkę kryminalną, choć zaczyna się ona całkiem banalnie. W więzieniu stanowym dochodzi do zamieszek, podczas których ginie jeden z więźniów. Sprawę przejmuje sam Will Trent. W międzyczasie do śledczych zgłasza się jeden z osadzonych z prośbą o pomoc i wyjaśnienie jego sprawy sprzed lat. W zamian oferuję swoją wiedzę na temat zabójstwa, do którego doszło w więzieniu.

Osadzony, który zwrócił się do policji, nie przyznaje się do zabicia tamtych kobiet. Uważa, że padł ofiarą manipulacji, co wydaje się nawet realne, zwłaszcza że wciąż giną kolejne kobiety i zachowany jest podobny schemat działania zabójcy. Naśladowca, czy seryjny morderca? - śledczy zadają sobie pytanie. A może czysty przypadek? Will Trent nie dowie się tego, jeśli nie odgrzebie starych ran, choć to może kosztować go nazbyt wiele.

Podjęcie się tego zadania oznacza więc dla Willa powrót do przeszłości, ale co z tego, skoro większość światków zapadła się pod ziemię. Ci, do których mógłby dotrzeć, nie będą chcieli mówić, a wspomnienia jeszcze innych są już całkiem zamazane. Tu jednak z pomocą mogłaby przyjść partnerka Willa, niejaka Sara Linton — lekarz sądowy, która miała swój udział w dawnych śledztwach. Dotyczyły one zabójstwa kobiet, którym jak się wkrótce okaże, tuż przed śmiercią ginęły osobiste przedmioty.
Tymczasem "Napaść na kobietę, sterroryzowanie jej, zgwałcenie i zamordowanie, były wystarczającym złem. Torturowanie i wywołanie paraliżu, by nie mogła się bronić podczas gwałtu, było zupełnie nowym poziomem potworności".

Przeczytałam wiele powieści Karin Slaughter. Jedne były lepsze inne słabsze. Ta zaś znajdzie swoje miejsce pomiędzy nimi. Nie porwała mnie bowiem tak jak inne jej utwory, ale nie była też ciężarem. Nie wzbudziła wielkich emocji, ale i nie nudziła. Za to dbałość o szczegóły, które towarzyszą powieści, jest wręcz imponująca. Dotyczy ona też i pozostałych aspektów tej historii, począwszy od wykreowanych postaci po meandry samego śledztwa, zawiłego i wyjątkowo skrupulatnego. Dlatego też nie można uciec ani na chwilę od toczącej się akcji. Autorka wymaga od czytelnika uwagi i inteligencji. Daje mu za to w prezencie wypracowaną sztukę literacką, oczekując w zamian pełnego zaangażowania, które oczywiście potem może przerodzić się w fascynację, co niestety w moim przypadku miejsca nie miało tym razem.

Być może zwiodło mnie moje ostatnio zmęczenie i pewien rodzaj powtarzalności. Pewnie brak świeżości i ciągłe odbieganie od głównego wątku. Spychanie go niejako na dalszy plan, na rzecz osobistych problemów Willa i jego kobiety. Nie widzę w tym oczywiście nic złego, ale w tym wydaniu niestety nieco mnie to zmęczyło. Wciąż jednak bardzo cenie sobie prozę autorki i zapewne jeszcze nie raz po nią sięgnę, co i wam polecam. Moją ulubioną książką z tej serii jest "Tryptyk" i "Płytkie nacięcie". Porażką było zaś "Miasto glin". 

 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu HARPER COLLINS