"Zjadaczka grzechów"
to powieść, która podświadomie zrobiła na mnie dość duże wrażenie.
Dlaczego podświadomie? Bo choć mnie wcale nie zachwyciła, przynajmniej
na tyle na ile
bym chciała, to wciąż o niej mówię. Wciąż komuś o niej opowiadam i
odsyłam do niej moich czytelników. Siedzi mi ona wciąż w głowie i układa
na nowo swój obraz. Być może z czasem okaże się jedną z niewielu,
spośród tych, których nie sposób wymazać z pamięci. Wówczas zmienię o
niej zdanie. Uznam wręcz za arcydzieło. Tymczasem określam ją mianem
dobrej, no, może nawet bardzo dobrej książki, w której zdecydowanie
bardziej od niej samem oczarowała mnie postać głównej bohaterki, będącą
postacią wyjątkowo frapującą. Niezwykłą wręcz — o ile tak można
powiedzieć o kobiecie, którą prześladuje najgorszy z losów, jaki można
sobie wyobrazić.
Okazuje się bowiem, że ktoś zabija kobiety w otoczeniu królowej, a potem zostawia na nich pokarmy świadczące o ich grzechach. Jednym z nich jest serce łosia — symbol morderstwa. Jednego z najgorszych, bo zabójstwa dziecka królewskiej krwi. Żadna z tych kobiet nie przyznaje się jednak do winy, nawet w obliczu nadchodzącej śmierci, której zawsze towarzyszy Zjadaczka Grzechów, ktoś, kto do pełnienia tej roli, zostaje zmuszony. Postać jednocześnie niezbędna, jak i przeklęta.
Okazuje się bowiem, że ktoś zabija kobiety w otoczeniu królowej, a potem zostawia na nich pokarmy świadczące o ich grzechach. Jednym z nich jest serce łosia — symbol morderstwa. Jednego z najgorszych, bo zabójstwa dziecka królewskiej krwi. Żadna z tych kobiet nie przyznaje się jednak do winy, nawet w obliczu nadchodzącej śmierci, której zawsze towarzyszy Zjadaczka Grzechów, ktoś, kto do pełnienia tej roli, zostaje zmuszony. Postać jednocześnie niezbędna, jak i przeklęta.
Tym razem padło na czternastoletnią May. Zostaje więc kobietą społecznie wyklętą. Kobietą napiętnowaną, kimś, kto musi wysłuchiwać wyznań umierających, a za sprawą rytualnych pokarmów symbolizujących grzechy zmarłego, które musi zjeść, przejmuje ich ciężar na siebie. Wplątuje się jednocześnie w morderczy spisek na królewskim dworze. Aby jednak ocalić życie i pomścić śmierć swojej poprzedniczki postanawia rozwikłać ową zagadkę. W świecie społecznego odrzucenia nie będzie to jednak łatwe. Zjadaczka Grzechów ma jednak w sobie siłę, o którą niewielu ją podejrzewa.
Powieść ta ze względu na swoją bohaterkę nie należy do łatwych historii. Wiele w niej też historycznych detali i scen obrazujących ludzkie okrucieństwo, które w szesnastowiecznej Anglii wydawało się, być czymś zupełnie naturalnym. Bezwzględność, ludzka pycha i zabobony.
Zjadaczka grzechów nie jest jednak powieścią jednowymiarową. Jest również opowieścią o życiu, które choć zniewolone, znalazło w sobie siłę, by trwać, To niebanalna historia sięgająca tradycji i folkloru sprzed wieków. Wielowątkowa i ponadczasowa, w której pierwszoosobowa narracja sprowadza powieść do roli niemal pamiętnika.
Wartościowa już sama w sobie, nieprzeciętna a wspierana kunsztownym językiem powoduje, że mam ochotę na jeszcze.