"EKSMITOWANI" Matthew Desmond
Eksmitowani to niebywale intymna historia ośmiu rodzin, których los
zesłał na samo dno życiowych doświadczeń. Wszyscy oni zostali wciągnięci
w wir procedur eksmisyjnych, które pociągają za sobą długofalowe
skutki. Stan ten obnaża jednocześnie ludzkie słabości, jak i ich siłę.
To niewyobrażalne wręcz, do czego zdolny jest człowiek w obliczu
zagrożenia i ile potrzeba by wyzwoliły się w nim wewnętrzny potencjał do
walki.
Książka jest o tyle niezwykła, iż jej autor na ponad rok zamieszkał w Milwaukee na osiedlu przyczep kempingowych i w schronisku. Na własnej skórze doświadczył biedy i upokorzenia. Był świadkiem wielu tragedii i osobistych rozpaczy całych rodzin.
W Eksmitowanych nie znajdziecie jednak jego jako uczestnika. Opisując swoich bohaterów, usunął się w cień. Im oddał całą przestrzeń i uwagę. Jest jedynie ich i tylko ich głosem.
Nie sądzę by w obliczu tego reportażu, można było przejść zupełnie obojętnie. Prócz problemów mieszkaniowych amerykańskiej społeczności Matthew Desmond odsłania prawdziwy obraz amerykańskiego świata i jego leki, które burzą spokój i wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa jego bohaterów.
Nie dziwi zatem nagroda, jaką otrzymał ten oto reportaż w postaci Pulitzera w 2017 roku.
Tej książki nie da się w żaden sposób streścić. Nie znajduję bowiem żadnego stosownego słowa, by w kilku zdaniach opisać historię tych ludzi. To, przez co przeszli i jak funkcjonuje świat, gdy nie ma się stałego dachu nad głową, jest nie do streszczenia. Dlatego odsyłam was do z pełną odpowiedzialnością do „Eksmitowanych” jako do lektury ważnej. Prawdziwej i emocjonującej. Pełnej faktów i obrazów, które dalekie są naszym wyobrażeniom.
Bo choć na piedestale stawiamy zazwyczaj własne problemy, niewiele wiemy o upadku moralności i godności osobistej. Niewielu z nas zna uczucie lęku przed eksmisją i lądowaniem na tzw. bruku.
Człowieczeństwo w obliczu tego, co stworzył Matthew Desmond, nabiera dodatkowego znaczenia.
„Dom” zaś po lekturze tej książki przybiera formę znacznie inną od tej sprzed zaczytania się w niej.
Uprzedzam jednocześnie, że nie jest to łatwa lektura. Mimo powieściowej formy wymaga od czytelnika osobistego wkładu i zaangażowania. Bogata w przypisy robi wrażenie wyjątkowo mozolnej pracy, którą niewątpliwie jest.
Książka jest o tyle niezwykła, iż jej autor na ponad rok zamieszkał w Milwaukee na osiedlu przyczep kempingowych i w schronisku. Na własnej skórze doświadczył biedy i upokorzenia. Był świadkiem wielu tragedii i osobistych rozpaczy całych rodzin.
W Eksmitowanych nie znajdziecie jednak jego jako uczestnika. Opisując swoich bohaterów, usunął się w cień. Im oddał całą przestrzeń i uwagę. Jest jedynie ich i tylko ich głosem.
Nie sądzę by w obliczu tego reportażu, można było przejść zupełnie obojętnie. Prócz problemów mieszkaniowych amerykańskiej społeczności Matthew Desmond odsłania prawdziwy obraz amerykańskiego świata i jego leki, które burzą spokój i wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa jego bohaterów.
Nie dziwi zatem nagroda, jaką otrzymał ten oto reportaż w postaci Pulitzera w 2017 roku.
Tej książki nie da się w żaden sposób streścić. Nie znajduję bowiem żadnego stosownego słowa, by w kilku zdaniach opisać historię tych ludzi. To, przez co przeszli i jak funkcjonuje świat, gdy nie ma się stałego dachu nad głową, jest nie do streszczenia. Dlatego odsyłam was do z pełną odpowiedzialnością do „Eksmitowanych” jako do lektury ważnej. Prawdziwej i emocjonującej. Pełnej faktów i obrazów, które dalekie są naszym wyobrażeniom.
Bo choć na piedestale stawiamy zazwyczaj własne problemy, niewiele wiemy o upadku moralności i godności osobistej. Niewielu z nas zna uczucie lęku przed eksmisją i lądowaniem na tzw. bruku.
Człowieczeństwo w obliczu tego, co stworzył Matthew Desmond, nabiera dodatkowego znaczenia.
„Dom” zaś po lekturze tej książki przybiera formę znacznie inną od tej sprzed zaczytania się w niej.
Uprzedzam jednocześnie, że nie jest to łatwa lektura. Mimo powieściowej formy wymaga od czytelnika osobistego wkładu i zaangażowania. Bogata w przypisy robi wrażenie wyjątkowo mozolnej pracy, którą niewątpliwie jest.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu MARGINESY