"W domu snów" - Carmen Maria Machado


„W domu snów” to brawurowa powieść, będąca swoistym połączeniem rozprawy z życia z powieścią nieco gotycką. Carmen Maria Machado w taki właśnie sposób snuje autobiograficzną historię swojej relacji z charyzmatyczną, ale – jak się prędko okaże – niezrównoważoną i przemocową partnerką.

Po książkę sięgnęłam za namową Wydawnictwa Agora i przyznaję, że była to dobra decyzja. Nowe doświadczenie i niepowtarzalność stylu, który prezentuje autorka mają swój smak. Czytałam ją zachłannie, choć z dużą dozą dystansu. Dawkowałam sobie płynące z niej emocje, których nie sposób było udźwignąć na raz, bo to OPOWIEŚĆ O DOMU, KTÓRY NIE JEST DOMEM, I O ŚNIE, KTÓRY WCALE NIE JEST SNEM. To koszmar, który swój początek miała w namiętności i marzeniach o szczęściu. 

"Machado dotyka tematu objętego przemocą archiwum: przemilczanego z uwagi na kontekst polityczny i relacje władzy. Krzywdzona kobieta jest bowiem jak duch, który był obecny od zawsze i od zawsze nawiedzał dom władcy, a pisarka swoimi wspomnieniami dokonuje czegoś na miarę wskrzeszania zmarłych".

Ja w tak piękne słowa bym tego nie ujęła. Jestem w końcu tylko czytelniczką. Zaledwie odbiorcą słów, z których Carmen Maria Machado tworzy coś bardzo oryginalnego. Kalejdoskop własnych doznań i przeżyć. Historię przemocy rozłożoną na czynniki pierwsze. Opowieść, która pozwala spojrzeć na człowieka, niezależnie od jego płci i orientacji seksualnej.

Nie była to jednak proza łatwa i nie zawsze dało się płynąć z jej nurtem. Nie sposób było przeczytać ją więc i na raz, choć nie jest obszerną powieścią. Trudno było ją również smakować. Daleko jej do ciastka z kremem. Ją można było tylko co najwyżej przyswajać, jak witaminy. Poznawać. Zgłębiać. Niczym naturę człowieka. 

Z uwagi również na fakt, iż jest to powieść w dużej mierze biograficzna, pozwalała spojrzeć na postawy bohaterek z osobistej perspektywy. Przemoc bowiem okazuje się  mieć wiele twarzy, a bezradność...? Zagubienie? Uzależnienie? Trudno było to wszystko zrozumieć. Z tym, że nie o to chyba chodziło autorce. Nie sposób przecież zrozumieć czyichś uczuć i przełożyć je na własne doświadczenia. Warto jednak poznać fakty płynące z kart tej historii. Przyjąć do wiadomości i spotkać się twarzą w twarz z prozą nie do końca jeszcze chyba w pełni akceptowalną przez masy.

Tymczasem "W domu snów" jest jak "pranie brudów", jak "deja vu", jak "jezioro łez", jak "koszmar z ulicy Wiązów", jak "dylemat więźnia", poradnik, epilog, thriller szpiegowski, opera mydlana, zagadka matematyczna albo przestroga. Ta książka ma po prostu wiele twarzy i każda z nich łamie literackie schematy. 

A bardziej przyziemnie to po prostu historia kobiety uwikłanej w trudny związek z niezrównoważoną emocjonalnie partnerką, który stanowi wyznacznik do ogólnej refleksji nad problematyką przemocy domowej. To bolesna i poszarpana emocjami proza. Nie przypomina jednak w niczym tradycyjnej powieści. Jej teksty są jak cegiełki, które zebrane razem tworzą "W domu snów". Dom emocjonalnej grozy, od którego chcę się uciec. 


Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu AGORA


Popularne posty z tego bloga

"OSTATNI ROZDZIAŁ" - Katarzyna Kalista

"JA I ŚWIAT. INFORMACJE W OBRAZKACH" - Mireia Trius, Joana Casals

" Płomienie" Daniela Krien